piątek, 21 lutego 2014

Powiat Stalowowolski - mały postęp, pierwsze umowy

Otrzymałem kilka dni temu pięć maili ze skanami umów w PDFach. By trochę usystematyzować zapoznawanie się z nimi utworzyłem sobie to, co urząd powinien mieć - czyli rejestr tychże umów w postaci zwykłego excela. Kolejno umieściłem w nim wszystkie 108 umów które otrzymałem. Jest postęp, ale ewentualna radość jest przedwczesna. Już przy pobieżnym przeglądaniu umów podejrzewałem, że nie otrzymałem wszystkich. Moją uwagę też na samym wstępie przykuł bajzel numeracyjny. Gdy tworzyłem rejestr wątpliwości pojawiło się jeszcze kilka, ale po kolei.

Bajzel numeracyjny

Umowy numerowane są co najmniej dziwnie. Jedyną rzeczą jasną jest przedrostek "IMP.". Dalej mamy jakąś liczbę. Najczęściej jest to 272, ale jest też 042, 2501 czy 6812. Przypuszczałem pierwotnie że ma to związek z klasyfikacją budżętową, ale nie byłem w stanie dopasowąć tych liczb do żadnych pozycji w budżecie. Przypuszczam, że będę musiał o to zapytać w ramach oddzielnego wniosku. Dalej mamy liczbę arabską lub rzymską która prawdopodobnie jest numerem kolejnym umowy (a może sprawy lub "teczki"). Mam tutaj wątpliwość bo czasem pojawia się jeszcze jedna liczba która sugeruje, że jest to "podumowa" lub kolejna umowa w tej samej sprawie. Ostatnią liczbą jest rok, ale tutaj też wygląda to dziwnie ponieważ czasem umowy z 2013 są z końcówką numeru z 2012. Jak by tego było mało czasem jeszcze pojawia się za tym wszystkim ukośnik i litera. Nawet znaki które są używane do oddzielania kolejnych części numeru umowy są różne. Najczęściej jest to kropka, ale czasem zdarza się ukośnik, czasem są to w jednym numerze kropki i ukośniki. Najczęściej pierwsza liczba po przedrostku jest arabska, ale czasem zdarza się rzymska. Nie jestem w stanie tego inaczej określić niż tak jak na początku - czyli bajzel. Zresztą fragment "linii numeracyjnej" zamieszczam poniżej:
  • IMP.042.4.11.2012
  • IMP.042.4.12.2012
  • IMP.2501.3.2012
  • IMP.2501.8.3.2012
  • IMP.2501.13.1.2012
  • IMP.2501.17.2012
  • IMP.272/1/1/2012
  • IMP.272.I.2012
  • IMP.272.II.2012/C
  • IMP.272.II.2012/E
  • IMP.272.III.2012
  • IMP.272.3.2012
  • IMP.272.IV.2012
  • IMP.272.4.2012

Nieznany skutek ekonomiczny

W niektórych wypadkach skutek ekonomiczny umowy jest nieznany ponieważ pomimo tego, że w umowie znajduje się zapis w stylu "załącznik X stanowi integralną część umowy", to w ani jednym wypadku takiego załącznika nie otrzymałem. Mogę zaakceptować brak załącznika z upoważnieniem, ale brak tego który decyduje o skutku ekonomicznym umowy (np cennikiem) jest może być słaby. Napisałem "może być", ponieważ możliwe jeszcze, że brakujące informacje da się ustalić w BIP (np z informacji o przetargach). Tutaj muszę jeszcze poszukać, więc wstrzymuję się z ostateczną oceną tego problemu. Tak czy siak na chwilę obecną niewyjaśnione zostają takie umowy jak:
  • Dostawa materiałów biurowych, papierniczych, toaletowych (część I)
  • Dostawa materiałów biurowych, papierniczych, toaletowych (część II)
  • MDostawa materiałów biurowych, papierniczych, toaletowych (część III)
  • Świadczenie usług telekomunikacyjnych (warunki SWIZ)
  • Świadczenie usług pogotowia drogowego

Nie wszystkie umowy

Umowy które otrzymałem dotyczą głównie budów, remontów, czasem poprawy jakości życia urzędników (zakup, dostawa, instalacja klimatyzatorów), czasem wynajmu garażu lub powierzchni dachowej, a czasem prac geodezyjnych, a czasem dostawy oprogramowania, założenia konta bankowego lub linii telefonicznej. Wydawałoby się, że jest pełen przekrój, ale wiem że to nie są wszystkie umowy między innymi dlatego, że nie ma wśród tego co otrzymałem umów, które dostałem w przeszłości. Tak na prawdę jest tego za mało, bo spodziewałem się, że będzie to jakieś 300-500 umów per rok, a więc otrzymałem jakiś tylko wycinek. Dlatego w tej sprawie napisałem do Pana Uszyńskiego który był nadawcą maili w których dostałem to co mnie interesuje.
Otrzymałem w sumie 109 dokumentów (w tym jeden zanonimizowany). W wypadku części określenie skutku finansowego jest niemożliwe ze względu na brak załączników które wg umowy stanowią jej integralną część (ale o nie się upomnę jak upewnię się, że brakujących informacji nie ma w BIP). Natomiast jestem pewien, że to nie są wszystkie umowy z interesującego mnie okresu więc w tym miejscu pragnę podpytać kiedy mogę spodziewać się kolejnej części?
Następnego dnia otrzymałem taką oto odpowiedź:
Szanowny Panie
Jeśli brakuje jakiś załączników to proszę o informację których wtedy poproszę wydział o ich przygotowanie, można się po nie zwrócić również bezpośrednio do wydziału Inwestycji (email: mienie@stalowowolski.pl). Jednocześnie informuję, ze zgodnie z informacjami uzyskanymi w wydziale Inwestycji i Mienia Powiatu, przesłane Panu umowy są wszystkimi jakimi dysponuje Wydział.
Ale zaraz... ja prosiłem przecież o wszystkie umowy, a nie o umowy z działu inwestycji. Czyżby ktoś bawił się ze mną znowu w kotka i myszkę? A może po prostu liczą, że dostanę to co dostałem i stracę zainteresowanie? O nie proszę Państwa, nic bardziej mylnego! Jestem nadal pozytywnie nastawiony do urzędu (w kontekście oporów w UM Kolbuszowa i UM Stalowa Wola) więc napisałem tak oto:
Dziękuję za informację. Pragnę jednak zauważyć, że wnioskowałem nie o wszystkie umowy z wydziału inwestycji, lecz o wszystkie umowy z wyłączeniem umów o pracę w rozumieniu kodeksu pracy. Tak więc w ramach realizacji wniosku powinny się znaleźć umowy ze wszystkich innych działów (np administracji/organizacji) w tym umowy o dzieło i umowy zlecenia.
Niecałą godzinę później:
Szanowny Panie
Oczywiście mam świadomość, że wnioskował Pan o wszystkie umowy, nie tylko te które posiada jeden Wydział. Chodziło mi o to, że to wydział Inwestycji został wyznaczony do zebrania i przygotowania tych umów i zgodnie z ich zapewnieniami tak się stało. Szczerze przyznam że nie zaglądałem do plików które mi przysłali, a które Panu następnie przekazałem. Aby mieć pewność, czy rzeczywiście Wydział Inwestycji poprosił inne wydziały o wykaz ich umów, zwrócę się do nich z takim zapytaniem, a jeśli się okaże że nie było takiej prośby to poproszę je o przygotowanie takiego wykazu. Ewentualny termin przekazania wyznaczę na 28 lutego jako termin bezwzględnie obowiązujący. W ten sposób, jeśli się okaże że Wydział Inwestycji nie zebrał wszystkich umów, otrzyma je Pan 3 marca.
Śmiem twierdzić, że prawdopodobnie Pan Uszyński został wpędzony w maliny przez "Dział Inwestycji". Po tym mailu bardziej prawdopodobne mi się wydało, że komuś po prostu się nie chciało i liczył, że to mi wystarczy. Pan Uszyński pewnie nie do końca wiedział lub nie pamiętał o co prosiłem więc skoro dział inwestycji powiedział, że to wszystko to najwyraźniej to wszystko.

Anonimizacja

Nie jest to duży dla mnie problem w tym momencie, ale tak jak wspominałem w mailu jedna z umów została zanonimizowana. Była to umowa na wynajem garażu prawdopodobnie zawarta ze zwykłą osobą fizyczną. O ile jej adres mnie niespecjalnie interesuje, to chciałbym wiedzieć kto to jest i czy przypadkiem ta osoba nie nosi nazwiska zbieżnego z tym które nosi Pan Starosta, jego zastępca lub któryś z prominentnych powiatowych urzędników. To też nie byłby duży problem, bo garaż został wynajęty po mniej-więcej cenie realnej, ale po prostu chcę wiedzieć. Zresztą tak jak orzekł S Najwyższy nie ma obowiązku zawierania umów z administracją, więc każdy kto zawiera takie umowy musi się liczyć z tym, że prawo do informacji publicznej jako dobro konstytucyjne stoi wyżej w hierarchii kwestie ujawnienia danych osobowych (swoją drogą ustawa o ochronie skupia się głównie na przetwarzaniu danych, a nie na ich udostępnianiu). Więc tutaj będę pytał dalej.
PS: Dziwne jest to, że skoro zadanie zostało wyznaczone działowi inwestycji to mailował do mnie Pan Uszyński, a nie ktoś z działu inwestycji. Czyżby urzędnicy nie potrafili używać maila?

środa, 12 lutego 2014

Stosowanie umowy o pomocy prawnej z USA

Niniejszy post jest kontynuacją sprawy zniewagi flagi RP którą opisywałem we wpisie Przyczyny umorzenia śledztwa. Przypomnę tylko, że historia przestawia się tak, że ktoś na portalu Facebook zamieścił zdjęcie flagi spuszczanej w sedesie, ktoś inny złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, prokurator umorzył śledztwo, ja starając się wyjaśnić dlaczego dowiedziałem się, że przed tą decyzją uzyskał od Facebooka informację, że dane są na terytorium USA, ale i tak nie zostaną udostępnione. Prokurator wtedy uznał z urzędu, że z powodu pierwszej poprawki do konstytucji USA umowa o pomocy prawnej nie może zostać w tym wypadku zastosowana. Ja po jej lekturze znalazłem zapis który mówi że pomoc jest udzielana bez względu na to, czy czyn stanowiłby przestępstwo w USA czy też nie więc w zasadzie informacja powinna zostać udostępniona więc zapytałem Prokuratora Generalnego o to jak idzie stosowanie umowy pomiędzy naszymi krajami w sytuacjach w których mamy do czynienia z odpowiedzialnością za słowa. Pierwotnie próbowano mnie zbyć, ale drugi wniosek został właśnie zrealizowany.

Otóż z pisma, które cytuję poniżej dowiadujemy się, że po rozdziale funkcji Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości są pewne niewiele wnoszące do sprawy animozje. Ale nie to jest istotne. Istotne jest to, że faktycznie z informacji które uzyskałem wynika, że tak długo jak długo jedyne ślady prowadzące do autora publikacji są na serwerach zlokalizowanych w USA, tak długo autor publikacji jest w zasadzie bezkarny.
Nie twierdzę, że można bezkarnie znieważać, pomawiać, lżyć i szkalować, bo nie można. Nie mniej jednak jak komuś wpadnie taki pomysł do głowy to o ile zachowa podstawowe środki ostrożności sprowadzające się do niepodpisywania się z imienia i nazwiska oraz umieszczenia wpisów na Facebooku, YouTube, BlogSpocie czy innym Twitterze(?), to jego namierzenie, a co za tym idzie i ukaranie będzie w zasadzie niemożliwe. W przeszłości słyszałem o sprawie z powództwa cywilnego która rozbiła się właśnie o brak możliwości ustalenia autora wpisu. To samo zdaje się dotyczyć spraw karnych.

Tak oto ciekawość doprowadziła mnie do miejsca w którym nie przewidywałem, że się znajdę. Miejsca, w którym kończy się zakres dostępu do informacji publicznej, a zaczyna dyskusja po umowach międzynarodowych, dyplomacji, kompatybilności systemów prawnych oraz kwestiach karalności za wypowiedzi. W większości to tematyka wykraczająca poza tego bloga. Jedak w tym miejscu chciałbym odnotować, że być może należałoby się zastanowić chwilkę nad naszym kodeksem karnym. Czy aby na pewno powinien przewidywać penalizację słów oraz takich czynów które mogą być traktowane jako ekspresja wypowiedzi? Czy naszemu wymiarowi sprawiedliwości nie byłoby lepiej gdyby przestały istnieć normy opisane w art 133, 135 par 2, 136 par 3 i 4, 212, 216, 226, 257, 261, 262, 347, 350 oraz 212 kodeksu karnego? Czy nie powinno być tak, że odpowiedzialność za słowa powinna być rozpatrywana jedynie na gruncie prawa cywilnego? Nie lubię amerykańskiego systemu prawnego, ale w tym wypadku zastanawiam się czy nie lepiej by było gdyby nasze prawodawstwo cechował podobny liberalizm.

wtorek, 11 lutego 2014

Kolbuszowski rejestr umów - długo oczekiwane podsumowanie

Pewnego dnia, gdy wysyłałem pierwsze wnioski o rejestry umów kierowane pod adresem UM Stalowa Wola i Powiatu Stalowa Wola w rozmowie ze znajomym padł temat Kolbuszowej oraz ostatniego zarządzenia skarbnika dot. organizacji imprez przez rady osiedli oraz sposobów ich rozliczania. Ponoć wcześniej było tak, że imprezy były rozliczane zgodnie z ze stanem faktycznym. Jak ktoś kupował batoniki dla dzieci, to w rozliczeniu lądowała faktura za batoniki dla dzieci. Potem ponoć skarbnik wpadł na genialny pomysł, że teraz już nie wolno organizować imprez w ten sposób i jak ktoś chce kupić batoniki, to trzeba z nim podpisać umowę na organizację imprezy i całość zostanie rozliczona w ramach tej umowy i to ona wyląduje w rozliczeniu. Jak dla mnie pomysł idiotyczny. W ten sposób można łatwo ukryć wyprowadzanie pieniędzy publicznych pod przykrywką organizacji imprez. Zakup stu batoników dla dzieci w czasie jakiejś wiosennej imprezy da logicznie uzasadnić i rozliczyć. Można też oczywiście kazać zorganizować całą imprezę w ramach umowy za powiedzmy 8000 zł ta osoba zakupi batoników pięćdziesiąt, powie że było ich sto i nikt tego nie policzy. Możliwości kręcenia i wyciągania publicznych pieniędzy jest oczywiście znacznie więcej w takim wypadku. W takiej sytuacji zawsze pojawią się podejrzenia o to, że imprezy organizują znajomi królika przy okazji na tym (świetnie?) zarabiając. Jak to mówią... pańskie (obywatela) oko konia tuczy. Dlatego stwierdziłem, że dam do zrozumienia że ktoś patrzy na ręce owym znajomym królika i zapytam o rejestry umów celem ich wydobycia.

W związku z tym dnia 15 października 2013 roku zastosowałem pierwszy krok procedury opisanej na http://dostep.jawnosc.tk/ czyli "rozpoznanie". W odpowiedzi dnia 29 października otrzymałem pismo następującej treści:
W odpowiedźi na wniosek o udostepnienie informacji publicznej Urząd Miejski w Kolbuszowej informuje:
  1. Urząd Miejski w Kolbuszowej nie prowadzi globalnego wewnątrz urzędu Rejestru Umów cywilnoprawnych.
  2. Rejestry zawierające informacje dotyczące umów cywilnoprawnych prowadzone sa w obszarze mienia gminnego, dróg gminnych czy inwestycji. Rejestry zawierają informacje z danymi osobowymi i dostep do tych poszczególnych rejestrów jest regulowany i ograniczony do osób uprawnionych do przetwarzania tych danych jak i spraw ich dotyczących.
Uczucia mieszane. Przesłana odpowiedź nie do końca pasuje do pytania, ale wspomina o jakichś rejestrach które są prowadzone. Są one jedynie częściowe, ale tak czy siak warto o nie zapytać. Od razu zaznaczono, że dostęp do poszczególnych rejestrów jest regulowany i ograniczony do osób uprawnionych (kimkolwiek one nie są). Spodziewając się problemów wysłałem pismo z etapu drugiego w formie poszerzonej o kilka zdań mających za zadanie ośmielenie urzędników do przekazania informacji.
W nawiązaniu pisma Urzędu Miejskiego w Kolbuszowej z dnia 29 października 2013 roku stanowiącego odpowiedź na wniosek o udostępnienie informacji publicznej i działając na podstawie art. 61 Konstytucji RP wnoszę o informacje publiczne w zakresie kopi rejestrów zawierających informacje dotyczące umów cywilnoprawnych prowadzonych w obszarze mienia gminnego, dróg gminnych, inwestycji oraz wszystkich innych rejestrów umów niewymienionych w przedmiotowym piśmie, a prowadzonych przez UM Kolbuszowa i wnoszę by informacja ta została udostępniona poprzez:
  • publikacje w Biuletynie Informacji Publicznej i zawiadomienie mnie o tym fakcie wraz z odnośnikiem do tej publikacji lub
  • przesłanie przy użyciu ePUAP lub
  • przesłanie przy użyciu poczty elektronicznej za potwierdzeniem odbioru pod adres (...)@gmail.com
Jednocześnie ponieważ w Państwa piśmie zostały poruszone kwestie dot. prywatności uprzedzając potencjalną odmowę udostępnienia informacji publicznej pragnę zauważyć, że w świetle utrwalonego orzecznictwa sądów administracyjnych, zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy z 2001 r. o dostępie do informacji publicznej i art. 61 Konstytucji RP informację publiczną stanowi każda wiadomość wytworzona przez szeroko rozumiane władze publiczne oraz osoby pełniące funkcje, a także inne podmioty, które tę władzę realizują bądź gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa w zakresie tych kompetencji. Taki charakter ma również wiadomość niewytworzona przez podmioty publiczne, lecz odnosząca się do tych podmiotów (por. wyrok NSA z dnia 30 października 2002 r., II SA 1956/02, LEX nr 78062, wyrok WSA w Poznaniu z dnia 9 lutego 2007 r., IV SA/Po 994/06, LEX nr 516637,wyrok WSA w Szczecinie z dnia 5 sierpnia 2010r. IISAB/ Sz 7/10 LEX 668256 , wyrok NSA z dnia 7 grudnia 2010 r., I OSK 1774/10, LEX 745166). Należy również zauważyć, że art 6. ustawy nie konkretyzuje przedmiotu informacji publicznej i zawarte w nim wyliczenie nie tworzy zamkniętego katalogu źródeł i rodzajów. O zakwalifikowaniu określonej informacji jako podlegającej udostępnieniu w rozumieniu powołanej ustawy decyduje kryterium rzeczowe, tj. treść i charakter informacji nie zaś jej typ (np umowa, rejestr). Kryterium uzyskania dostępu do dokumentu jest zatem jedynie istnienie okoliczności wyłączających udostępnienie informacji, a nie jego kwalifikacja jako dokumentu urzędowego (por. postanowienie NSA z dnia 25 lipca 2002 r. sygn. II SA/Łd 951/02, wyroki NSA: z dnia 27 lutego 2003 r. sygn. II SAB 403/02, z dnia 16 października 2003 r. sygn. II SAB 194/03 i z dnia 11 lipca 2006 r. I OSK 1060/05, a także M. Jaśkowska "Dostęp do informacji publicznych w świetle orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego", Toruń 2002 r.). Pragnę również zauważyć, że Sąd Najwyższy uznał, że ujawnienie imion i nazwisk osób zawierających umowy cywilnoprawne z jednostką samorządu terytorialnego nie narusza prawa do prywatności tych osób. (por. np. orzeczenie Sądu Najwyższego z dnia 8 listopada 2012 r., I CSK 190/12). Prywatność osób fizycznych w tym wypadku nie może być powołana, gdyż osoby te zawarły umowy z jednostką samorządu terytorialnego uzyskując z tytułu ich wykonania zapłatę. Przyjęcie odmiennego poglądu uniemożliwiałoby społeczną kontrolę działalności Miasta Kolbuszowa co do osób, które uzyskały przywilej zawarcia kontraktu i praw do wynagrodzenia. Wskazanie zatem personaliów osób które zawarły z miastem umowy i uzyskały z tego tytułu wynagrodzenia nie ze środków publicznych nie stanowi naruszenia prywatności tych osób, a co za tym idzie nie może tutaj zostać przywołany art 5 ust 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej ani żaden inny przepis ustawy o ochronie danych osobowych.
Na odpowiedź przyszło mi czekać do 12 listopada 2013 roku. Po otrzymaniu pisma zacząłem podejrzewać, że ktoś coś kręci i że będą problemy z udostępnieniem tych rejestrów. Oto dlaczego:
W odpowiedzi na Pana Wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dnia 29 października 2013 roku Urząd Miejski informuje, iż nie prowadzi globalnego rejestru umów cywilnoprawnych. Jednak w celu usprawnienia pracy i wypełnienia obowiązkow prawnych poszczególne wydziały prowadzą "zestawienia umów".

Zatem wnosimy o sprecyzowanie wniosku w zakresie żądanych informacji publicznych poprzez wskazanie zestawieniem jakiego rodzaju umów, zakres danych w tych zestawieniach i za jaki okres czasu jest Pan zainteresowany. Informacja ta pozwoli na przygotowanie takich dokumentów lub określenie opłaty jaką będzie Pan zobowiazany uiścić na rzecz organu zgodnie z art. 15 ust 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej jeśli zaistnieje taka konieczność.
W poprzednim piśmie wyraźnie zaznaczyłem, że chodzi mi o wszelkie rejestry umów. Celowo nie ograniczałem się do konkretnego rejestru. Pozwoliłem sobie tam zadzwonić by wyjaśnić te wątpliwości. W momencie pisania tego postu z tej rozmowy telefonicznej pozostało przede wszystkim  wrażenie jakie wtedy odniosłem - rozmawiałem z bardzo nieuprzejmą osobą piastującą stanowisko sekretarza. Ostatecznie, po kilku monitach telefonicznych dnia 26 listopada 2013 roku dostałem coś, co miało zaspokoić mój wniosek. Treść pisma była następująca:
Urząd Miejski w Kolbuszowej przesyła w załączeniu rejestry umów cywilnoprawnych w wersji elektronicznej, prowadzonych w Referacie Finansowo-Budżetowym oraz Gospodarki Komunalnej i Budownictwa Urzędu Miejskiego w Kolbuszowej. Rejestry pozbawione są danych osobowych. Urząd Miejski w Kolbuszowej nie prowadzi innych tego typu rejestrów.
A załączniki? No cóż... tak one wyglądały...
Oczywiście nasunęło się podejrzenie, że ktoś te rejestry celowo tak obciął, by nie były one czytelne. Postanowiłem to zweryfikować podczas kolejnej rozmowy telefonicznej z niemiłą Panią Sekretarz. W trakcie rozmowy był fragment.
- ... bo to są dane w stylu, że Pani Bochniarz zamieszkała tu i tu kupiła od Miasta pas ziemi przy drodze w tym i tym miejscu i zapłaciła za niego tyle pieniędzy
- Widzi Pani, to są właśnie te informacje, które mnie interesują.
Tak czy siak potwierdzono mi w rozmowie, że dane faktycznie zostały usunięte bezpośrednio przed wysyłką. W związku z powyższym tego samego dnia powstały dwa kolejne wnioski o dostęp do informacji publicznej. Pierwszy z nich ma na celu lepsze zrozumienie tych ochłapów informacji które dostałem.
W nawiązaniu pisma Urzędu Miejskiego w Kolbuszowej z dnia 26 listopada 2013 roku stanowiącego odpowiedź na wniosek o udostępnienie informacji publicznej podpisany przez Panią Barbarę Bochniarz i działając na podstawie art. 61 Konstytucji RP wnoszę o następujące informacje publiczne:
  1. Wyjaśnienie przyczyn nieciągłości linii numeracyjnej umów polegającym na niezagospodarowaniu niektórych numerów. np.: "316/2013", "287/2013", "288/2013", "258/2013" etc...
  2. Wyjaśnienie Przyczyn dla których umowy datowane na 01.01.2013 roku wg przedstawionego rejestru nie posiadają numerów lub mają numery niepasujące do później stosowanej linii numerycznej
  3. Wyjaśnienie przyczyn nieciągłości linii numeracyjnej numeracji wewnętrznej tj braku w przesłanym zestawieniu numerów dokumentów RU/00010/2013, RU/00022/2013, RU/00029/2013, RU/00033/2013, RU/00034/2013, RU/00142/2013, RU/00153/2013, RU/00211/2013, RU/00331/2013 oraz informacji czy dokumenty zarejestrowane pod tymi numerami istnieją.
  4. Kopii dokumentów wyszczegulnionych w punkcie 3, jeżeli takie dokumenty i istnieją.
Drugi był nieco perfidny. Powiem szczerze, że na jego kształt wpłyną fakt, że traciłem już nieco cierpliwość do urzędników. Powinienem był zastosować fragment procedury na wypadek anonimizacji. Zamiast tego wysłałem taki oto wniosek:
W nawiązaniu pisma Urzędu Miejskiego w Kolbuszowej z dnia 26 listopada 2013 roku stanowiącego odpowiedź na wniosek o udostępnienie informacji publicznej, oraz w nawiązaniu do rozmowy telefonicznej z Panią Barbarą Bochniarz w czasie której uzyskałem informację, że rejestr przedstawiony w pliku "rejestr_fb_2013.xls" stanowiącym załącznik do w spomnianego pisma zawierał informacje o tym z kim umowy były zawierane i działając na podstawie art. 61 Konstytucji RP wnoszę o informacje publiczną w postaci kopii rejestru który otrzymałem w Państwa piśmie zawierającego przynajmeniej informację o tym z kim umowa została zawarta oraz co było jej przedmiotem

lub jeżeli rejestr takich informacji nie zawiera lub pojawią się inne przeszkody

Kopii dokumentów rejestrowanych przez urząd miasta kolbuszowa pod nastepujacymi numerami wewnętrznymi zgodne z rejestrem który otrzymałem w piśmie o ktorym wspomniałem na początku:

RU/00001/2013, RU/00002/2013, RU/00003/2013, RU/00004/2013, RU/00005/2013, RU/00006/2013, RU/00007/2013, RU/00008/2013, RU/00009/2013, RU/00011/2013, RU/00012/2013, RU/00013/2013, RU/00014/2013, RU/00015/2013, RU/00016/2013, RU/00017/2013, RU/00018/2013, RU/00019/2013, RU/00020/2013, RU/00021/2013, RU/00023/2013, RU/00024/2013, RU/00025/2013, RU/00026/2013, RU/00027/2013, RU/00030/2013, RU/00031/2013, RU/00035/2013, RU/00036/2013, RU/00038/2013, RU/00039/2013, RU/00040/2013, RU/00041/2013, RU/00042/2013, RU/00043/2013, RU/00044/2013, RU/00045/2013, RU/00046/2013, RU/00047/2013, RU/00048/2013, RU/00049/2013, RU/00050/2013, RU/00051/2013, RU/00052/2013, RU/00053/2013, RU/00054/2013, RU/00055/2013, RU/00056/2013, RU/00057/2013, RU/00058/2013, RU/00059/2013, RU/00060/2013, RU/00061/2013, RU/00062/2013, RU/00063/2013, RU/00064/2013, RU/00065/2013, RU/00066/2013, RU/00067/2013, RU/00068/2013, RU/00069/2013, RU/00070/2013, RU/00071/2013, RU/00072/2013, RU/00073/2013, RU/00074/2013, RU/00075/2013, RU/00076/2013, RU/00077/2013, RU/00078/2013, RU/00079/2013, RU/00080/2013, RU/00081/2013, RU/00082/2013, RU/00083/2013, RU/00084/2013, RU/00085/2013, RU/00086/2013, RU/00087/2013, RU/00088/2013, RU/00089/2013, RU/00090/2013, RU/00091/2013, RU/00092/2013, RU/00093/2013, RU/00094/2013, RU/00095/2013, RU/00096/2013, RU/00097/2013, RU/00098/2013, RU/00099/2013, RU/00100/2013, RU/00101/2013, RU/00102/2013, RU/00103/2013, RU/00104/2013, RU/00105/2013, RU/00106/2013, RU/00107/2013, RU/00108/2013, RU/00109/2013, RU/00110/2013, RU/00111/2013, RU/00112/2013, RU/00113/2013, RU/00114/2013, RU/00115/2013, RU/00117/2013, RU/00118/2013, RU/00119/2013, RU/00120/2013, RU/00121/2013, RU/00122/2013, RU/00123/2013, RU/00124/2013, RU/00125/2013, RU/00126/2013, RU/00127/2013, RU/00128/2013, RU/00129/2013, RU/00130/2013, RU/00131/2013, RU/00132/2013, RU/00133/2013, RU/00135/2013, RU/00136/2013, RU/00137/2013, RU/00138/2013, RU/00139/2013, RU/00140/2013, RU/00141/2013, RU/00143/2013, RU/00144/2013, RU/00145/2013, RU/00146/2013, RU/00147/2013, RU/00148/2013, RU/00149/2013, RU/00150/2013, RU/00151/2013, RU/00152/2013, RU/00155/2013, RU/00156/2013, RU/00157/2013, RU/00158/2013, RU/00159/2013, RU/00160/2013, RU/00161/2013, RU/00162/2013, RU/00163/2013, RU/00164/2013, RU/00165/2013, RU/00166/2013, RU/00167/2013, RU/00168/2013, RU/00169/2013, RU/00170/2013, RU/00171/2013, RU/00172/2013, RU/00173/2013, RU/00174/2013, RU/00175/2013, RU/00176/2013, RU/00177/2013, RU/00178/2013, RU/00179/2013, RU/00181/2013, RU/00182/2013, RU/00183/2013, RU/00184/2013, RU/00185/2013, RU/00186/2013, RU/00187/2013, RU/00188/2013, RU/00189/2013, RU/00190/2013, RU/00191/2013, RU/00192/2013, RU/00193/2013, RU/00194/2013, RU/00195/2013, RU/00196/2013, RU/00197/2013, RU/00198/2013, RU/00199/2013, RU/00200/2013, RU/00201/2013, RU/00202/2013, RU/00203/2013, RU/00204/2013, RU/00205/2013, RU/00206/2013, RU/00207/2013, RU/00208/2013, RU/00209/2013, RU/00210/2013, RU/00212/2013, RU/00213/2013, RU/00214/2013, RU/00215/2013, RU/00216/2013, RU/00217/2013, RU/00218/2013, RU/00219/2013, RU/00220/2013, RU/00221/2013, RU/00222/2013, RU/00223/2013, RU/00224/2013, RU/00225/2013, RU/00226/2013, RU/00227/2013, RU/00228/2013, RU/00229/2013, RU/00230/2013, RU/00231/2013, RU/00232/2013, RU/00233/2013, RU/00234/2013, RU/00235/2013, RU/00236/2013, RU/00237/2013, RU/00238/2013, RU/00239/2013, RU/00240/2013, RU/00241/2013, RU/00242/2013, RU/00243/2013, RU/00244/2013, RU/00245/2013, RU/00246/2013, RU/00247/2013, RU/00248/2013, RU/00249/2013, RU/00250/2013, RU/00251/2013, RU/00252/2013, RU/00253/2013, RU/00254/2013, RU/00255/2013, RU/00256/2013, RU/00257/2013, RU/00258/2013, RU/00259/2013, RU/00260/2013, RU/00261/2013, RU/00262/2013, RU/00263/2013, RU/00264/2013, RU/00265/2013, RU/00266/2013, RU/00267/2013, RU/00268/2013, RU/00269/2013, RU/00270/2013, RU/00271/2013, RU/00272/2013, RU/00273/2013, RU/00274/2013, RU/00275/2013, RU/00276/2013, RU/00277/2013, RU/00278/2013, RU/00279/2013, RU/00280/2013, RU/00281/2013, RU/00282/2013, RU/00283/2013, RU/00284/2013, RU/00285/2013, RU/00286/2013, RU/00287/2013, RU/00288/2013, RU/00289/2013, RU/00290/2013, RU/00291/2013, RU/00292/2013, RU/00293/2013, RU/00294/2013, RU/00295/2013, RU/00296/2013, RU/00297/2013, RU/00298/2013, RU/00299/2013, RU/00300/2013, RU/00301/2013, RU/00302/2013, RU/00303/2013, RU/00304/2013, RU/00305/2013, RU/00306/2013, RU/00307/2013, RU/00308/2013, RU/00309/2013, RU/00310/2013, RU/00311/2013, RU/00312/2013, RU/00313/2013, RU/00314/2013, RU/00317/2013, RU/00318/2013, RU/00319/2013, RU/00320/2013, RU/00321/2013, RU/00322/2013, RU/00323/2013, RU/00324/2013, RU/00325/2013, RU/00326/2013, RU/00327/2013, RU/00328/2013, RU/00329/2013, RU/00330/2013, RU/00332/2013, RU/00333/2013, RU/00334/2013, RU/00335/2013, RU/00336/2013, RU/00337/2013, RU/00338/2013, RU/00339/2013, RU/00340/2013, RU/00341/2013, RU/00342/2013, RU/00343/2013, RU/00344/2013, RU/00154/2013, RU/00037/2013
Wniosek oczywiście jest obszerny, ale urzędnicy sami są sobie winni. Zamiast od samego początku współpracować i udostępnić informację zaczęli się przede mną bronić rękami i nogami i bawić w kotka i myszkę licząc chyba na to, że uda się mnie zniechęcić do zadawania dalszych pytań. Na pierwszy z moich wniosków Pani Bochniarz raczyła odpowiedzieć w ten oto sposób:
W odpowiedzi na pana wniosek informujemy iż zgodnie z wcześniejszymi wyjaśnieniami rejestr, który został panu udostępniony stanowi zestawienie prowadzone przez pracownika do celów usprawnienia pracy , nie jest on sformalizowany w sensie pranym i w związku z tym posiada numerację nadaną. Jest to kompletne zestawienie, które posiadamy i udostępniliśmy Panu w formie informacji nieprzetworzonej.
Cyrk zaczyna się przy drugim piśmie:
Uzupełnienie przedłożonego zestawienia umów o żądane informacje stanowić będzie zgodnie z dyspozycją przepisu art. 3 ust 1 pkt 1 ustawy z dnia 06 września 2001 roku ( DZ U Nr 112 poz. 1198 z późn. zm.) informację przetworzoną, zatem wnosimy w przypadku ponowienia wniosku o wykazanie, że uzyskanie tej informacji jest szczególnie istotne dla interesu publicznego. Dokumenty wskazane przez Pana we wniosku mogą zostać udostępnione w formie:
  1. W drodze wyłożenia do wglądu w Urzędzie Miejskim w Kolbuszowej w dniu 20.12.2013 w godzinach pracy urzędu, tj od 7:30-15:30 w pok. nr 1 lub,
  2. W formie elektronicznej przy czym jako, że w tym celu należy sporządzić skany dokumentów naliczona będzie zgodnie z zarządzeniem Burmistrza Kolbuszowej nr 533/13 z dnia 3.12.2013r. opłata w wysokości 0,50 gr brutto od strony, co w przypadku 807 stron wynosić będzie 403,50 zł brutto, do uiszczenia tej opłaty jest Pan zobowiązany.
Zaznaczamy, iż zawsze zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych będą to informacje zanonimizowane.
Pismo datowane jest na 5 grudnia. Pani Bochniarz powołuje się w nim na zarządzenie burmistrza numer 533/13 z dnia 3 grudnia w którym to Burmistrz wyznacza cennik dostępu do informacji publicznej. W cenniku czytamy między innymi, że jedna strona skanowanego tekstu kosztuje 50gr. Zarządzenie znajduje się w BIP w dziale "Informacje nieudostępnione w BIP". Ponieważ spodziewam się, że w wyniku moich działań zarządzenie to może zniknąć profilaktycznie zamieszczam jego kopię jeszcze TU. Moim skromnym zdaniem mamy tutaj do czynienia z przekroczeniem kompetencji. Burmistrz nie ma uprawnień do regulowania dostępu do dokumentów lub trybu takiego dostępu. Teoretycznie kompetencja ta pozostaje w gestii Rady Gminy poprzez kompetencję do zmiany statutu, ale w praktyce nawet i ona nie może wyznaczyć takiego cennika ponieważ dostęp do informacji publicznej jest bezpłatny co do zasady. Stanowi to oczywiste naruszenie prawa. Po konsultacjach z autorem procedury wysłałem wezwanie do usunięcia naruszenia prawa którego treść przedstawiam poniżej (przydługie, można pominąć):
W związku z informacją jaką otrzymałem dnia 5 grudnia 2013 roku w odpowiedzi na swój wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dnia 26 listopada 2013 roku zasadzie art., 59 par 3 w zw. z art 3 par 2 pkt ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 roku Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi wzywam Burmistrza Miasta Kolbuszowa do usunięcia naruszenia prawa w postaci wyznaczenia kosztów udostępnienia informacji publicznej oraz w postaci zarządzenia numer 533/13 z dnia 3 grudnia 2013 roku w sprawie ustalenia wysokości opłat za udostępnienie informacji.

Uzasadnienie:

Wprowadzone do polskiego porządku prawnego prawa do informacji publicznej określone zostało w przepisie art. 61 Konstytucji. W ustępie 4 tego przepisu przewidziana została możliwość uregulowania w drodze ustawy trybu udzielenia informacji o jakich mowa w tym przepisie.

Ustawa o dostępie do informacji publicznej z jednej strony dookreśla regulacje Konstytucyjne w zakresie dostępu do informacji publicznej, a z drugiej strony wprowadziła zasady udostępniania tych informacji. Przede wszystkim w ust. 2 art. 7 wprowadzona została zasada zgodnie, z którą dostęp do informacji publicznej jest bezpłatny. Regulacja ta w sposób nie budzący wątpliwości wprowadza zakaz pobierania za udostępnienie informacji publicznej jakichkolwiek należności z zastrzeżeniem art. 15 (d.d.i.p). Podkreślenia jednak wymaga fakt, iż przewidziana w art. 15 regulacja uzależnia udzielenie informacji publicznej przez podmiot zobowiązany do jej udzielenia od pobrania opłaty "w przypadku poniesienia dodatkowych kosztów związanych ze wskazanym we wniosku sposobem udostępnienia lub koniecznością przekształcenia informacji w formę wskazaną we wnioskodawcę" (tzw. przeniesienie).

Udzielenie informacji publicznej na wniosek winno nastąpić bezpłatnie, ponieważ nie zachodzą przesłanki przewidziane w przepisie art. 15 ustawy, w szczególności organ zobowiązany nie ponosi żadnych "dodatkowych kosztów", a jedynie wykonuje nałożone prawem obowiązki w postaci udzielenia informacji publicznej. Podnieść należy, iż udzielenie informacji publicznych odpłatnie zgodnie z regułami art. 15 (d.d.i.p) wymaga od organu zobowiązanego wykazania łącznie dwóch przesłanek.

Po pierwsze wykazanie, iż poniesienie koszty są dodatkowymi kosztami, tj. związane są z udzieleniem informacji publicznej w inny sposób niż zazwyczaj przyjęty lub wymagany przepisami prawa. W przypadku udzielenia informacji, które nie są zamieszczone na stronach BIP (tak jest w tym przypadku), jest wykonaniem obowiązku nałożonego przez prawo na podmiot zobowiązany, a tym samym nie można uznać, że organ poniósł dodatkowe koszty.

Po drugie obciążanie kosztami udostępnienia informacji publicznej wymaga od podmiotu zobowiązanego pobrać „opłatę w wysokości odpowiadającej tym kosztom”. Na podmiocie zobowiązanym do udzielenie informacji publicznej w przypadku poniesienia dodatkowych kosztów ciąży obowiązek wykazania, iż żądana opłata odpowiada faktycznie poniesionym kosztom, czego nie można uznać tak w przypadku przedmiotowego zarządzenia jak i pisma stanowiącego informację o opłacie.

Tak więc art. 7 (d.d.i.p) oraz konstytucja przewidują brak opłat co do zasady, natomiast w wyjątkowych sytuacjach art 15 dopuszcza jedynie rekompensatę faktycznie poniesionych przez podmiot kosztów. Dlatego wyznaczenie opłaty za udostępnienie informacji publicznej każdorazowo wymaga indywidualnego rozpatrzenia i rozstrzygnięcia o kosztach. Z tego względu nie jest możliwe ustalenie stawek ryczałtowych za dostęp do informacji publicznej, jak to ma miejsce w zarządzeniu Starosty, a wszelkie tego typu "cenniki" naruszają obowiązujący porzadek prawny.

Stanowisko to było w przeszłości wielokrotnie prezentowane przez sądy, że przytoczę w tym miejscu:

wyrok NSA z dnia 23 maja 2013 roku (sygn. akt I OSK 307/13)
"Nie jest zasadny zarzut naruszenia art. 7 w związku z art. 10 i art. 15 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej. Art. 15 ust. 1 ustanawiając wyjątek od zasady przyjętej w art. 7 ust. 2 ustawy, według której udostępnianie informacji publicznej jest bezpłatne, nie daje podstaw do ustalenia stawki ryczałtowej."

wyrok NSA z dnia 11 października 2002 r. (sygn. akt: II SA 812/00)
"Zgodnie z poglądem wyrażonym w orzecznictwie prawidłowa realizacja zasady bezpłatnego dostępu do informacji publicznej oznacza, iż opłaty za jej udostępnienie mogą być pobierane wyłącznie w konkretnych wypadkach za koszty utrwalenia dokumentacji"

wyrok WSA we Wrocławiu z dnia 20 października 2004 r. (sygn. akt IV SA/Wr 505/04)
"słusznie wskazał Wojewoda, że przepis ten w sytuacjach wyjątkowych upoważnia organ zobowiązany do udostępnienia informacji publicznej do pobrania opłaty, jeżeli sposób udostępnienia informacji wskazany we wniosku osoby żądającej dostępu do takiej informacji powoduje powstanie dodatkowych kosztów. Taka regulacja ustawowa oznacza, że pobieranie opłaty przez organ zobowiązany do udostępnienia informacji stanowi wyjątek od zasady bezpłatności dostępu do informacji publicznej (art. 7 ust. 2 ustawy), musi więc być tłumaczony według wykładni zwężającej treść przepisu.".

Dalej to samo orzeczenie:
"Regulacja zawarta w art. 15 ust. 1 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej /Dz.U. nr 112 poz. 1198 ze zm./ dotyczy zatem rzeczywistych kosztów ponoszonych przez organ w związku z określonym sposobem udostępnienia informacji. Koszty te z natury rzeczy mogą być różne przy realizacji konkretnych wniosków o udostępnienie informacji publicznej. Niezgodnie więc z ustawą Prezydent W. określił ryczałtową stawkę za dodatkową pracę pracownika wykonującego dodatkowe czynności przy udostępnianiu informacji publicznej. Trafnie ponadto organ nadzoru zauważył, że wbrew twierdzeniom skargi z par. 3 ust. 1 lit. "g" zarządzenia wcale nie wynika, że uregulowano w nim wynagrodzenie za pracę pracownika w godzinach nadliczbowych. Regulacja ta bowiem dotyczy jedynie >>pracy dodatkowej<< wykonywanej przez pracownika. Niezależnie jednak od powyższego Wojewódzki Sąd Administracyjny zauważa, że nawet wskazanie, iż tą regulacją wprowadzono stawkę za pracę w godzinach nadliczbowych, zarządzenie i tak przekraczałoby treść normy ustawowej zawartej w art. 15 ust. 1, która zezwala na pobieranie rzeczywistych kosztów powstałych w wyniku szczególnego sposobu udostępniania informacji publicznej."

Udostępnianie informacji publicznej jest zadaniem organów władzy państwowej, zaś art. 15 (d.d.i.p) nie podlega wykładni rozszerzającej. Organ powinien zapewnić odpowiednie środki organizacyjno-techniczne dające możliwość wywiązania się z powyższego obowiązku. Koszty jakie ponosi organ w związku udostępnieniem informacji publicznej nie obejmują wszelkich kosztów jakie organ ponosi, ale tylko dodatkowe. Dodatkowym kosztem nie może być wynagrodzenie pracownika organu jakie poświęca on na udostępnienie informacji, koszt transmisji danych i dostępu do internetu, amortyzacja sprzętów niezbędnych do jej udzielenia, koszt energii elektrycznej potrzebny do ich działania czy oświetlenia stanowiska pracy. Praca pracownika związana z przygotowaniem informacji stanowi podstawowy wyraz funkcjonowania organu, który ponosi koszty wykonując swoje ustawowe zadania. Kosztami tymi nie może być obciążony podmiot żądający udostępnienia informacji. Nie może być więc pobrana opłata za pracę wykonywaną przez pracownika urzędu związaną z przygotowaniem informacji publicznej. Prawodawca pozwala pobrać opłatę z tytułu kosztów, czyli kosztów faktycznych. Opłata ta nie może być traktowana jako forma uzyskiwania dodatkowych środków finansowych.
Należy w tym wypadku nadmienić iż w tej sytuacji nawet koszt korespondencji nie występuje ze względu na wnioskowaną komunikację elektroniczną. Nie wskazano również jakie konkretnie dodatkowe koszta mają zostać poniesione przez organ.

Podnieść należy iż przedmiotowe zarządzenie zostało wydane z rażącym naruszeniem kompetencji. Przepis art. 11b ust. 3 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz.U. 1990 Nr 16 poz. 95) stanowi wyraźnie, iż "Zasady dostępu do dokumentów i korzystania z nich określa statut gminy" i właśnie w tym kierunku delegowane są uprawnienia do wydania zarządzenia regulujacego dostęp do dokumentów i żadne zarządzenie nie jest w stanie tego zmienić gdyż akt niższego rzędu nie może modyfikować postanowień aktu wyższego rzędu. Tym samym stwierdzić należy, iż przedmiotowe zarządzenie jest sprzeczne z prawem. Stanowisko to wielokrotnie potwierdzali wojewodzi uchylając takie zarządzenia jak i sądy administracyjne (p. wyrok WSA w Opolu z dnia 14.V.2009r., sygn. akt II SA/Op 114/09, LEX nr 514977, wyrok WSA w Łodzi z dnia 5.X.2012r., sygn. akt II SA/Łd 824/12, LEX nr 1225227)

Nie bez znaczenia jest też fakt, iż stanowisko w sprawie uregulowania m. in. odpłatności udostępniania informacji publicznej w aktach prawa miejscowego zajął w wyroku z dnia 16 września 2002 r. Trybunał Konstytucyjny (K 38/01). Podkreślił on, iż w aktach prawa miejscowego znajdować się mogą jedynie regulacje o "charakterze techniczno-organizacyjnym" "związane z uwarunkowaniami lokalnymi". Przepisy takie mogą regulować "miejsce i czas udostępniania dokumentów, techniczne uwarunkowania zapoznawania się z ich treścią, czy ich kopiowania, powielania, dokonywania wypisów". Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu podnosił między innymi:

"Stwierdzić zatem trzeba, iż >>zasady dostępu do dokumentów i korzystania z nich<<, rozumiane mogą być wyłącznie jako dyrektywy o charakterze techniczno-organizacyjnym i porządkowym, wskazujące na sposób urzeczywistniania materialnej treści prawa do informacji, którego zakres wyznaczony jest przez art. 61 ust. 1 oraz ust. 2 Konstytucji, a także przez ustawy, o których mowa w art. 61 ust. 3 Konstytucji. (...) a po wtóre, by ich rozumienie jako dyrektyw nie oznaczało upoważnienia do unormowania w statutach innych kwestii, niż stricte techniczno-porządkowych i związanych z uwarunkowaniami lokalnymi. W przeciwnym razie takie "zasady" stanowiłyby bowiem zagrożenie dla realizacji obywatelskiego prawa do informacji w takich formach prawnych, jakie przewidziała dlań Konstytucja oraz ustawa o dostępie do informacji publicznej."

Zakres regulacji o jakim mowa w uzasadnieniu Trybunału Konstytucyjnego w mojej ocenie wyraźnie został przekroczony również w przedmiotowym zarządzeniu. Poza wszelką wątpliwością pozostaje fakt, iż w przepisach prawa miejscowego nie może zostać wprowadzona reguła odpłatności za dostęp do informacji publicznej. Trybunał w dalszej części uzasadnienia wyroku stwierdził, iż:

"Znaczy to, iż z mocy prawa z >>zasad dostępu do dokumentów i korzystania z nich<< wyłączone są takie aspekty proceduralne, które by np. przesądzały o odpłatności lub bezpłatności dostępu do dokumentów, wyznaczały terminy mogące zagrozić realności tego dostępu, itp.".

Reasumując moim zdaniem Burmistrza Miasta Kolbuszowa z dnia 3 grudnia 2013 r. Nr 533/13 uznać należy za niezgodne z prawem. Ponieważ z jednej strony ustala ryczałtowe opłaty za dostęp do informacji nie wskazując co jest owym dodatkowym kosztem o którym wspomina art. 15 ust. 1, a z drugiej stanowczo wykracza poza jego kompetencje. Natomiast informację o wyznaczonych kosztach przesłaną mi w piśmie z dnia 5 grudnia 2013 r. należy uznać za naruszającą prawo ponieważ powołano się w niej na owe wadliwe prawnie zarządzenie starosty, nie wykazano jakie dodatkowe koszta wykraczające poza ustawowe obowiązki organu zostały lub zostaną poniesione. Takie stanowisko organu ogranicza konstytucyjnie przyznane każdemu prawo do informacji publicznej, jak też uniemożliwiające praktyczne korzystanie z tego prawa.

Mając na uwadze powyższe wzywam do usunięcia naruszenia prawa poprzez uchylenie przedmiotowego zarządzenia i ponowne rozpatrzenie sprawy.
Termin odpowiedzi jest 60-o dniowy. Długo. Za długo. Zacząłem więc szukać innych, alternatywnych dróg obalenia tego zarządzenia 533/13. Wojewoda sprawuje kontrolę nad samorządem nie weryfikuje wprawdzie zarządzeń, ale może je w niektórych wypadkach uchylić. Niestety wojewoda działa zawsze z urzędu i można mu podrzucić temat, ale nie można go zmusić do działania. Próba nie strzelba. Autor procedury z którym pozostawałem w kontakcie podesłał mi swoją wersję pisma w do wojewody w bardzo podobnej sprawie. Nie czekając dłużej, dnia 9 grudnia 2013 roku wysłałem takie coś:
Skarga do Wojewody Podkarpackiego na zarządzenie Burmistrza Gminy Kolbuszowa 533/13 z dnia 3 grudnia 2013 roku w sprawie ustalenia opłat za udostępnianie informacji publicznej

Działając na podstawie art. 63 Konstytucji RP wnoszę o wniesienie skargi do Wojewódzkiego Sądu w Rzeszowie działając na podstawie art. 93 ust. 1 w związku z art. 94 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz. U. Z 2013 r. poz. 594) wnosząc o orzeczenie niezgodności z prawem zarządzenia Burmistrza gminy Kolbuszowa 533/13 z dnia 3 grudnia 2013 roku w sprawie ustalenia opłat za udostępnianie informacji publicznej – w zakresie par. 1 ust. 1, 2, oraz par. 2 ust 2 i 3.

Zaskarżonemu zarządzeniu zarzucam istotne naruszenie art. 15 ustawy o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2001 nr 112 poz. 1198), a także art. 11b ust. 3 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz.U. z 2013 poz. 594).

Uzasadnienie

W dniu 3 grudnia 2013 Burmistrz gminy Kolbuszowa wydał zarządzenie nr 533/13 w sprawie ustalenia opłat za udostępnianie informacji publicznej, co można ustalić w wyniku przeglądu Biuletynu Informacji Publicznej Urzędu Miejskiego w Kolbuszowej - http://www.kolbuszowa.bip.gmina.pl/index.php?id=388

Jako podstawę prawną zarządzenia wskazano art. 15 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej z dnia 6 września 2013 roku.

Należy podkreślić, że to rada gminy została upoważniona do określania w statucie gminy zasad dostępu do dokumentów i korzystania z nich, na podstawie art. 11b ustawy o samorządzie gminnym. W tym zakresie wójt, burmistrz, prezydent miasta nie może wydawać zarządzeń objętych kompetencją rady gminy (wyrok NSA – I OSK 69/05). Przepis ten dotyczy udostępniania szczególnego rodzaju informacji publicznej, tj. treść dokumentów urzędowych. Przez pojęcie zasady należy rozmieć takie dyrektywy proceduralne, które mają wyłącznie charakter techniczno-organizacyjny, a zarazem wskazują na sposób urzeczywistniania materialnej treści prawa do informacji. Wskazuje na to przykładowo wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 16 września 2002 r. - sygn. akt K 38/01, w którego uzasadnieniu podkreślono, że: „Zakwestionowane we wnioskach upoważnienia nie mogą zatem obejmować zagadnień dotyczących materialnych aspektów tego prawa obywatelskiego, ani też tych aspektów proceduralnych dostępu do dokumentów i korzystania z nich, które mogłyby mieć wpływ na kształtowanie zakresu prawa do informacji lub jego realizację. Znaczy to, iż z mocy prawa z “zasad dostępu do dokumentów i korzystania z nich” wyłączone są takie aspekty proceduralne, które by np. przesądzały o odpłatności lub bezpłatności dostępu do dokumentów, [choćby co do zasady - uwaga własna] wyznaczały terminy mogące zagrozić realności tego dostępu, itp. Należą tu natomiast takie reguły o charakterze porządkowym, które dotyczą miejsca i czasu udostępniania dokumentów, technicznych uwarunkowań zapoznawania się z ich treścią, czy ich kopiowania, powielania, dokonywania wypisów.".

Burmistrz w kwestionowanym zarządzeniu określił zasady dostępu do każdej informacji publicznej. Zasady te obejmują również sprawy udostępniania treści i postaci dokumentów. Jak wyżej wskazano zasady udostępniania dokumentów określa rada gminy. Burmistrz wydając w tym zakresie zarządzenie naruszył zatem wyłączne kompetencje Rady Miasta Kolbuszowa do określenie zasad dostępu do dokumentów i ich udostępniania.

Ponadto akt normatywny wewnętrzny nie może regulować praw i obowiązków obywateli. Tymczasem zarządzenie nakłada takie obowiązki w par. 1 ust. 1 oraz par. 2 ust 1 i 2 (obowiązek wniesienia opłaty). Wskazać należy, że ustawa w art. 10 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej wskazuje, że opłata może być poniesiona. Także wskazane w podstawie prawnej zarządzenia przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej, nie uprawniają Burmistrza do wydania kwestionowanego zarządzenia. Podstawy prawnej do wydania zaskarżonego zarządzenia nie ma w przepisach ustawy o dostępie do informacji publicznej, a zwłaszcza nie wynika to ze wskazanym w zarządzeniu art. 15. Przepisy tej ustawy regulują zasady i tryb udostępniania informacji oraz przypadki ponoszenia kosztów za udostępnienie informacji, ale wyłącznie w sprawach indywidualnych. W żadnym razie nie wynika z nich podstawa do ustalenia zasad udzielania informacji ani też taryfy opłat za udostępnienie informacji publicznej w drodze zarządzenia burmistrza (I OSK 307/13 - Wyrok NSA).

Zarówno przepisy prawa miejscowego, jak i akty kierownictwa wewnętrznego nie mogą naruszać zasady praworządności (art. 7 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej). Naruszeniem zasady praworządności jest regulowanie w akcie wewnętrznym materii regulowanej ustawą, w tym przypadku ustawą z 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. Nr 112, poz. 1198). Nie ma podstaw do ustalenia w akcie wewnętrznym stawek opłat, które wymagają indywidualizacji w konkretnej sprawie (I OSK 307/13 - Wyrok NSA).

Kompetencji do ustalania stałych stawek za dodatkowe czynności przy udostępnianiu informacji nie ma także rada gminy (WSA w Łodzi – IISA/Łd 824/12; WSA w Opolu – II SA/Op 114/09).

W zarządzeniu ustalono również, że w przypadku nieuiszczenia opłaty we wskazanym terminie powoduje iż wnioski zostaną pozostawione bez rozpatrzenia. Tymczasem, w świetle poglądów przedstawionym w szeregu orzeczeń sądowych, nie można uzależnić udzielenia informacji publicznej od uprzedniego zapłacenia kwoty wynikającej z powiadomienia (WSA w Poznaniu - IV SA/Po 475/12). Jednocześnie, z powodu braku uiszczenia opłaty nie można wydać decyzji o odmowie udzielenia informacji, bądź pozostawić sprawy bez rozpoznania (wyrok WSA w Warszawie - II SAB/Wa 113/10; M. Jaśkowska, (w:) Dostęp do informacji publicznych w świetle orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego, Toruń 2002; S Szuster (w:) Komentarz do art. 15 ustawy o dostępie do informacji publicznej, LEX 2003).

Podkreślenia wymaga fakt, iż tak art 15 jak i art 63 konstytucji przewidują brak opłat za udzielenie informacji publicznej na wniosek co do zasady. Jedynie w wyjątkowych sytuacjach przewidziane są dodatkowe opłaty przez organ tj "w przypadku poniesienia dodatkowych kosztów związanych ze wskazanym we wniosku sposobem udostępnienia lub koniecznością przekształcenia informacji w formę wskazaną we wnioskodawcę" (tzw. przeniesienie). Wyznaczenie opłaty za udostępnienie informacji publicznej każdorazowo wymaga indywidualnego rozpatrzenia i rozstrzygnięcia o kosztach. Z tego względu nie jest możliwe ustalenie stawek ryczałtowych za dostęp do informacji publicznej, jak to ma miejsce w zarządzeniu, a wszelkie tego typu "cenniki" naruszają obowiązujący porządek prawny.

W przedmiotowym zarządzeniu organ stara się obciążyć wnioskodawcę nie "dodatkowymi kosztami", lecz opłatami będącymi źródłem dochodu z tytułu wykonywania nałożonych prawem obowiązków. W tym kontekście zastrzeżenia budzi całe zarządzenie, a szczególnie bulwersujący jest fakt ustanowienia opłaty w wysokości 50gr "za stronę skanowanego tekstu" ponieważ szczególnie ta czynność nie jest w stanie wygenerować żadnych dodatkowych kosztów. Udzielenia informacji, które nie są zamieszczone na stronach BIP, jest wykonaniem obowiązku nałożonego przez prawo na podmiot zobowiązany, a tym samym nie można uznać, że organ poniósł dodatkowe koszty. Stanowisko to było w przeszłości wielokrotnie prezentowane przez sądy, że przytoczę w tym miejscu:

wyrok NSA z dnia 11 października 2002 r. (sygn. akt: II SA 812/00)
"Zgodnie z poglądem wyrażonym w orzecznictwie prawidłowa realizacja zasady bezpłatnego dostępu do informacji publicznej oznacza, iż opłaty za jej udostępnienie mogą być pobierane wyłącznie w konkretnych wypadkach za koszty utrwalenia dokumentacji"

wyrok WSA we Wrocławiu z dnia 20 października 2004 r. (sygn. akt IV SA/Wr 505/04) "słusznie wskazał Wojewoda, że przepis ten w sytuacjach wyjątkowych upoważnia organ zobowiązany do udostępnienia informacji publicznej do pobrania opłaty, jeżeli sposób udostępnienia informacji wskazany we wniosku osoby żądającej dostępu do takiej informacji powoduje powstanie dodatkowych kosztów. Taka regulacja ustawowa oznacza, że pobieranie opłaty przez organ zobowiązany do udostępnienia informacji stanowi wyjątek od zasady bezpłatności dostępu do informacji publicznej (art. 7 ust. 2 ustawy), musi więc być tłumaczony według wykładni zwężającej treść przepisu. Regulacja zawarta w art. 15 ust. 1 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. nr 112 poz. 1198 ze zm.) dotyczy zatem rzeczywistych kosztów ponoszonych przez organ w związku z określonym sposobem udostępnienia informacji. Koszty te z natury rzeczy mogą być różne przy realizacji konkretnych wniosków o udostępnienie informacji publicznej. Niezgodnie więc z ustawą Prezydent W. określił ryczałtową stawkę za dodatkową pracę pracownika wykonującego dodatkowe czynności przy udostępnianiu informacji publicznej. Trafnie ponadto organ nadzoru zauważył, że wbrew twierdzeniom skargi z par. 3 ust. 1 lit. "g" zarządzenia wcale nie wynika, że uregulowano w nim wynagrodzenie za pracę pracownika w godzinach nadliczbowych. Regulacja ta bowiem dotyczy jedynie >>pracy dodatkowej<< wykonywanej przez pracownika. Niezależnie jednak od powyższego Wojewódzki Sąd Administracyjny zauważa, że nawet wskazanie, iż tą regulacją wprowadzono stawkę za pracę w godzinach nadliczbowych, zarządzenie i tak przekraczałoby treść normy ustawowej zawartej w art. 15 ust. 1, która zezwala na pobieranie rzeczywistych kosztów powstałych w wyniku szczególnego sposobu udostępniania informacji publicznej."

Organ powinien więc zapewnić odpowiednie środki organizacyjno-techniczne dające możliwość wywiązania się z ustawowego i konstytucyjnego obowiązku. Dodatkowym kosztem nie jest wynagrodzenie pracownika, koszt dostępu do internetu, koszt działania sprzętów biurowych czy oświetlenia stanowiska pracy. Wszystko to stanowi podstawowy wyraz funkcjonowania organu, który ponosi koszty wykonując swoje ustawowe zadania. Kosztami tymi nie może być obciążony podmiot żądający udostępnienia informacji.

Należy podkreślić, że ustawa o samorządzie gminnym nie przewiduje obowiązku przekazywania organom nadzoru zarządzeń wójtów (burmistrzów, prezydentów miast), uprawnia jednak do sprawowania nad nimi nadzoru prawnego. Skarżący kwestionuje w praktyce w całości zarządzenie nr 533/13 z dnia roku w sprawie ustalenia opłat za udostępnianie informacji publicznej.
Niestety wojewoda odpowiedział dopiero po blisko miesiącu. Było to 2 stycznia 2014, ale i tak wojewoda zadziałał szybciej niż UM Kolbuszowa. Niestety jego odpowiedź sprowadzała się do "g... mnie to obchodzi":
W nawiązaniu do pisma z dnia 9.12.2013r. przesłanego drogą elektroniczną – uprzejmie wyjaśniam, co następuje.
W pierwszej kolejności wskazuję, że zarządzenia wójta (burmistrza) gminy nie podlegają z urzędu procedurze nadzorczej, o której mowa w art. 85 i kolejnych ustawy z dnia 8 marca 1990r. o samorządzie gminnym (Dz.U. z 2013r. poz. 594 ze zm.) . Wójt (burmistrz) nie jest obowiązany przesyłać wojewodzie wydanych przez siebie zarządzeń, co wynika wprost z art. 90 ust. 1 ustawy, który nakłada na wójta obowiązek przedłożenia wojewodzie uchwał rady gminy w ciągu 7 dni od dnia ich podjęcia oraz aktów ustanawiających przepisy porządkowe w ciągu 2 dni od ich ustanowienia. Stąd też zarządzenie Burmistrza Gminy Kolbuszowa, o którym mowa w piśmie, nie było poddane z urzędu przez Wojewodę Podkarpackiego procedurze badania pod kątem zgodności z prawem.
Jednocześnie informuję, że przepis art. 15 ustawy z dnia 6 września 2001r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. Nr 112, poz.1198 z późn. zm.) przewiduje, że podmiot obowiązany do udostępnienia informacji publicznej może pobrać od wnioskodawcy opłatę w wysokości odpowiadającej kosztom związanym ze wskazanym we wniosku sposobem udostępnienia lub koniecznością przekształcenia informacji w formę wskazaną we wniosku.
Wskazuję ponadto, iż problem ustalenia wysokości opłaty za dostęp do informacji publicznej jak również przysługujących środków prawnych od aktów w sprawie ustalenia wysokości opłaty za dostęp do informacji publicznej był przedmiotem rozważań Naczelnego Sądu Administracyjnego. W postanowieniu NSA z dnia 25 października 2012r. (I OSK 2359/12), LEX nr 126964, Sąd zajął następujące stanowisko: „Ustalenie wysokości opłaty za dostęp do informacji publicznej nie następuje w drodze postanowienia, od którego przysługuje zażalenie, lecz w drodze aktu, stwierdzającego obowiązek poniesienia opłaty oraz ustalającego jej wysokość, który kreuje zobowiązanie o charakterze finansowym. Akt ten może być określony przykładowo jako: "zarządzenie", "zawiadomienie", "wezwanie", czy "informacja", jak również może nie zawierać określenia formy i stanowić pismo skierowane do wnioskodawcy. Samo zawarcie w treści pisma informacji o wysokości opłaty za udostępnienie informacji publicznej wypełnia dyspozycję normy z art. 15 ust. 2 u.d.i.p. Przyjęta nazwa pisma nie ma jednak znaczenia, gdyż nie jest to decyzja czy postanowienie, lecz akt z zakresu administracji publicznej, o którym mowa w art. 3 § 2 pkt 4 p.p.s.a.
Od takich aktów nie przysługuje zażalenie, lecz wezwanie do usunięcia naruszenia prawa. Po dokonaniu takiego wezwania i bezskutecznym upływie terminu, przewidzianego do zajęcia stanowiska przez organ, bądź też po odmowie uwzględnienia wystosowanego wezwania, przysługuje skarga do właściwego sądu administracyjnego”.

Uwzględniając powyższe stanowisko NSA, wnioskodawca, który kwestionuje zasadność i wysokość opłaty za udostępnienie informacji publicznej, może wezwać właściwy organ do usunięcia naruszenia prawa. Po dokonaniu takiego wezwania i bezskutecznym upływie terminu, przewidzianego do zajęcia stanowiska przez organ, bądź też po odmowie uwzględnienia wystosowanego wezwania, przysługuje wnioskodawcy skarga do właściwego sądu administracyjnego – art. 52 i następne ustawy z dnia 30 sierpnia 2002r. –Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (Dz.U.2012, poz.270ze zm.).
Dodatkowo zauważa się, że przedmiotowe zarządzenie ma charakter porządkowy i zastało wydane przez kierownika tej jednostki w związku z jej funkcjonowaniem.
W międzyczasie udało mi się skontaktować z PC-DIP. W rozmowie z Panem Szymonem dowiedziałem się, że w wypadku zaskarżenia kosztów mogę od razu udać się do WSA nie kierując skargi do samorządowego kolegium odwoławczego. Więc jest to stanowisko tożsame z tym, które zaprezentował Wojewoda. Problem w tym, że ja tego nie czuję. W art 52 ustawy prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi wyraźnie jest zapisane, że sądowi mogę głowę zawracać gdy nie przysługuje mi już żaden środek odwoławczy. Jeżeli tak, to chyba jednak muszę skierować skargę do SKO. działając nieco asekurancko właśnie w kierunku SKO skierowałem swoje kolejne pismo. Nie będę go tutaj cytował, ponieważ w 95% stanowi kopiuj-wklej z wezwania do usunięcia naruszenia prawa. Chciałbym natomiast przez chwilkę zatrzymać się nad jeszcze jednym aspektem sprawy. Jest to temat którego nie poruszałem do tej pory, ale może być ciekawy i może stanowić wisienkę na torcie całej sprawy. Otóż jest taki oto przepis z Kodeksu Karnego:
Art. 231.
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Teraz wypadałoby rozebrać ten przepis na czynniki pierwsze. By to zrobić trzeba zadać sobie trzy pytania. Dwa pierwsze z nich mają łatwą do przewidzenia odpowiedź. Ostatnia może być nieco uznaniowa, ale dla burmistrza może być niebezpieczna.
  • Czy Burmistrz Kolbuszowej to funkcjonariusz publiczny? - W mojej ocenie tak.
  • Czy przekroczył swoje uprawnienia? - W mojej ocenie nie ma tutaj wątpliwości. Wydając zarządzenie numer 533/13 oczywiście tak! Art. 11b ust. 3 ustawy o samorządzie gminnym wyraźnie mówi, że "Zasady dostępu do dokumentów i korzystania z nich określa statut gminy". Statut uchwala rada gminy. Ale nawet i ona nie może ograniczyć konstytucyjnego prawa dostępu do informacji publicznej.
  • Czy działał na szkodę interesu publicznego? - W mojej ocenie dostęp do informacji publicznej jako uprawnienie społeczeństwa do kontroli władzy jest interesem publicznym. Jest on tak istotny, że został on nakreślony w konstytucji RP, powtórzony w ustawie o dostępie do informacji publicznej i nawet w ustawie o samorządzie gminnym znajduje swoje odzwierciedlenie. Wydając to zarządzenie Burmistrz celowo upośledził ten dostęp. Nie zrobił tego przypadkiem. Na podstawie dat dokumentów i historii korespondencji można stwierdzić, że zrobił to celowo by to uprawnienie społeczeństwa ograniczyć, by społeczna kontrola administracji była trudniejsza.

Tak więc w mojej ocenie wyczerpane zostały wszystkie trzy przesłanki do tego by zainteresować sprawą również prokuratora. Tak się składa, że nasze lokalne prokuratury nie miały ePUAP. Użyłem formy przeszłej, gdyż wysłałem maila z lekką perswazją popartą stosownymi cytatami z przepisów mającą na celu zmianę tego stanu rzeczy i... udało się w wypadku Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. Przydałoby się by była to Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej, ale... przypuszczam, że jak złożę zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do niewłaściwej prokuratury to i tak zostanie to przekazane do prokuratury właściwej - czyli tej kolbuszowskiej. No chyba, że okręgówka uzna, że lepiej by sprawy nie prowadził prokurator z tej samej miejscowości. Z tym zawiadomieniem wstrzymuję się jeszcze... sądzę, że wyrok sądu administracyjnego potwierdzający bezprawne działanie Burmistrza może być dla prokuratora dodatkową zachętą do działania.

PS: Smaczku dodaje fakt, że moje działania ostatnio unieważniły podobne zarządzenie w Starostwie Powiatowym w Stalowej Woli. Tyle, że tamtejszy cennik był dużo bardziej liberalny. Nie ma co... Burmistrz Kolbuszowej się ceni. Za stronę skanowanego tekstu liczy sobie dziesięciokrotnie więcej niż liczył sobie Starosta Stalowowolski.

piątek, 31 stycznia 2014

W oparach absurdu - Runda dla Prezydenta Miasta Stalowa Wola (1:1)

Czasem urzędnicze pisma i orzeczenia sądów/kolegów są tak absurdalne i niedorzeczne, że trudno uwierzyć iż ktoś w ogóle zechciał się pod nimi podpisać. Tak się stało w drugiej rundzie potyczki pomiędzy Prezydentem miasta Stalowa Wola, a mną w kwestii dostępu do rejestru umów, którą zarysowałem w poście Niepokorny Prezydent miasta Stalowa Wola. Po wysłaniu pisma oczekiwałem na ruch ze strony Prezydenta Miasta. Gdy w drugim tygodniu stycznia nadal nic nie było postanowiłem podpytać czy w ogóle Pan Prezydent przekazał moją sprawę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Zadzwoniłem, ale Pani przekazała, że jest tylko jedna sprawa, ta poprzednia w której zarzucałem Prezydentowi bezczynność. Nowej ni widu ni słychu. Okres świąteczny już się skończył więc wydawało mi się to dziwne, może gdzieś się korespondencja zawieruszyła. Próba zasięgnięcia języka w UM - Pani Sekretarz Gabriela Grzesiowska twierdzi, że pismo do mnie wyszło. Jeszcze dzień oczekiwania kontakty to z SKO to z Panią Gabrielą, ale nadal brak informacji co się stało z przesyłką tak do mnie jak i do Kolegium. Pani Gabriela była tak miła, że nawet podesłała dowód nadania z numerem przesyłki. Dzięki temu numerowi dowiedziałem się, że... została ona odesłana do nadawcy bo nie została podjęta w terminie. Jakimś cudem nie otrzymałem lub zawieruszyło mi się awizo - może się zdarzyć, ale co się stało z SKO? Po kolejnym telefonie dowiedziałem się, że sprawa się znalazła - została włożona do starej teczki. Przyznam szczerze, że na początku przypuszczałem, że prezydent po prostu nie wysłał... a tu taki zbieg okoliczności. No nic, skoro kopia danych jest w SKO, to nic nie stoi na przeszkodzie bym sobie podjechał i cyknął fotki, lub jak kto woli "zrobił fotokopie akt". W kolejnej rozmowie telefonicznej zakomunikowałem swoje przybycie, Pani z sekretariatu powiedziała mi, że dokumenty mogą być już "u sprawozdawcy". Wiedząc, że mam niewiele czasu by zapoznać się z aktami i w razie czego spłodzić jakąś odpowiedź na stanowisku Prezydenta miasta wsiadłem szybko w samochód i pojechałem. To nie daleko, niecały kilometr więc po chwili byłem już na miejscu. Wchodzę do budynku wdrapuję się schodami. Okazuje się, że SKO jest na samej górze za szklanymi drzwiami z domofonem. Wcisnąłem przycisk, odzywa się żeński głos:
- Słucham?
- Ja przyszedłem po wgląd do akt (wiem, mogłem się wyrazić bardziej po polsku).
- Proszę czekać.
Czekam... minutę, dwie, trzy... widzę jak tam ktoś za tymi szklanymi drzwiami chodzi i nic. Patrzę na klawiaturę numeryczną która jak mniemam również służy do otwierania drzwi kodem. Widzę wytarte przyciski "1", "3", "9" i "#". Hmmm czyżby kod był "139" i zatwierdzało się przyciskiem "#". No nic i tak się nudzę... próba. Dźwięk wciskanych przycisków był na tyle głośny, że z pierwszego pokoju wyszła młoda dziewczyna i zapytała:
- O co chodzi?
- Ja chciałbym zaglądnąć do akt mojej sprawy.
- To trzeba było dzwonić.
- Dzwoniłem.
- Ale jak?
- Tutaj, domofonem.
- O tutaj Pan naciskał? (zapytała z niedowierzaniem wskazując przycisk)
- Tak, tutaj.
- I co?
- No i odezwała się jakaś Pani, powiedziałem po co przyszedłem, powiedziała chwileczkę i czekam już chwilę.
- Aha... - wzruszyła ramionami i zaprosiła mnie do środka.
Poszedłem długim korytarzem na końcu którego znajdował się sekretariat i jak mniemam Pani, która zdaje się o mnie zapomniała. Zabrała teczkę ze swojego biurka i zaprowadziła mnie do pierwszego pokoju przy samych drzwiach wejściowych. Tego samego w którym rezydowała owa młoda dziewczyna. Po krótkiej, acz zabawnej (piszę to bez przekąsu) wymianie zdań zasiadłem do akt. Teczka była mocno świeża i znajdowały się w niej tylko dokumenty z tej sprawy. Więc pewnie gdybym nie zadzwonił, to sprawa by ugrzęzła w nieodpowiedniej teczce. Tak czy siak porobiłem fotki, wpisałem się do zeszytu (byłem pierwszy w tym roku), pożegnałem się z "Panią Bożenką" i wyszedłem z kopią dokumentów w telefonie z którymi chciałem się na spokojnie zapoznać. Gdy zamykałem szklane drzwi do pokoju wchodziła jakaś niska, szczupła kobieta w długich, ciemnych włosach. Mógłbym przysiąc, że pytała ową "Bożenkę", "Czy to był Pan [i tu moje nazwisko]?" po czym drzwi się zatrzasnęły. Wyszedłem. Gdy schodziłem na dół piętro niżej uwagę moją przykuł obraz wiszący na ścianie. Był on taki sam jaki wisiał w latach 80-tych i na początku 90-tych na ścianie w salonie moich rodziców. Ten budynek, podejście do człowieka czekającego przed drzwiami, rozmowy telefoniczne, poprzednie orzeczenia SKO, wszystko lekko zalatywało słusznie minioną epoką. Jednak ten obraz uświadomił mi, że ta epoka, ten PRL pomimo młodego składu się stamtąd nigdy nie wyprowadził. On tam nadal był. Tak w tym budynku jak i w głowach przynajmniej części ludzi tam pracujących. By upamiętnić swoją wizytę, wiedząc, ze już nigdy mogę takiego obrazka nie zobaczyć strzeliłem tą oto sentymentalną fotkę.
Schodząc dalej po schodach, idąc do samochodu i później wracając nim zrobiłem małe podsumowanie tego co zaobserwowałem.
- Akta sprawy zostały błędnie umieszczone - Przypadek czy ktoś nie chciał by sprawa się szybko potoczyła?
- Sekretarka nie wpuściła mnie od razu - Czyżby akurat zakładała nową teczkę?
- Szczupła kobieta weszła do pokoju zaraz po tym jak ja wyszedłem i chyba pytała o mnie - Czekała za rogiem aż to zrobię? Zrobiła to tak szybko by zobaczyć jak wygląda ten Pan ......? Czy to był ten osławiony "sprawozdawca" o którym wspominała sekretarka? Czy może to była Pani Katarzyna Jezuit co do której mam podejrzenia że blokuje mi drogę do analogicznego rejestru w Kolbuszowej?
Nie wiem, ale moje przeczucie sugeruje, że odpowiedź przynajmniej na część pytań może być Twierdząca. Wróciłem i zacząłem na spokojnie zapoznawać się z tym co skopiowałem. Spodziewałem się, że Prezydent odpuści, ale on nadal idzie w zaparte. Pismo przedstawia się tak jak poniżej.

W piśmie zaznaczyłem co ciekawsze fragmenty. Generalnie już na pierwszej stronie widać, że prezydent nie ma sobie nic do zarzucenia i trwa przy swoim. Druga strona jest ciekawsza, bo dowiadujemy się z niej, że rejestr o który wnioskuję "nie stanowi rejestru wszystkich umów"... ale ja chyba w każdym jednym piśmie zaznaczałem, o jaki rejestr mi chodzi i że w cale nie chodzi mi o rejestr wszystkich umów, tylko o ten jeden konkretny. Ponad to Pan Prezydent twierdzi, że nie ma możliwości udostępnienia rejestru w formie zgodnej z wnioskiem. Czyli co? Jednak nie mają żadnego urządzenia zdolnego do zdigitalizowania tego rejestru? Poniekąd zabawne wyjaśnienie tego stanowiska znajduje zaczyna się pod koniec tej strony z kulminacją na trzeciej. Okazuje się, że autentycznie digitalizacja (czyli po prostu zeskanowanie lub sfotografowanie) przerasta możliwości tak dużego urzędu, a że nie chcę się pofatygować to trzeba to postępowanie umorzyć. Dlaczego nie jest możliwe wysłanie mi tego rejestru w formie elektronicznej? Otóż dlatego, że "przekształcenie tych rejestrów formę cyfrową wiąże się z czasem i zaangażowaniem określonych osób". Idąc tokiem rozumowania prezydenta urząd w zasadzie powinien zostać sparaliżowany gdyż każda jego czynność wiąże się z czasem i zaangażowaniem określonych osób. I dzieje się to bez względu czy urząd realizuje zadania stawiane w ramach rozporządzenia, ustawy, własnego widzimisię czy Konstytucji RP jak jest w tym wypadku. Między innymi to miałem na myśli na wstępie pisząc o absurdalności urzędniczych pism. Moją uwagę przykuł też jeszcze jeden fakt. W załączniku do niniejszego pisma było kilka stron rejestru o który wnioskowałem. Yyy... jupi(?). Generalnie nie wiele da się z tego rejestru wyczytać ponieważ pomimo faktu, że mamy XXI wiek jest on prowadzony długopisem. W dodatku tak paskudnym charakterem pisma, że po skserowaniu tego w zasadzie nie da się odczytać, a ponad to brakuje mi w nim kluczowej dla mnie informacji - czyli skutku finansowego umowy. Strony dołączone do akt sprawy załączam poniżej.
By nie pozostać dłużnym bardzo chciałem też wyrazić swoje stanowisko ale nie byłem pewien czy zdążę przed orzeczeniem, a nawet jak zdążę przed to czy trafi ono do sprawozdawcy i składu orzekającego. Próba nie strzebla i spłodziłem bardzo szybko takie pismo jak niżej.
Odpowiadając na pismo Gminy Stlaowa Wola z dnia 23 grudnia 2013 roku które stanowi odpowiedź na zażalenie na decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie dostępu do informacji publicznej które skierowałem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego dnia 17 grudnia 2013 roku za pośrednictwem Prezydenta Miasta Stalowa Wola stwierdzam co następuje.
  1. Podtrzymuję swoje twierdzenie, że umorzenie postępowania było bezasadne. Jak Prezydent Miasta w swoim piśmie zauważa Gmina dysponuje urządzeniami pozwalającymi na przekształcenie informacji papierowej w cyfrową. Gmina jako jedyny powód odmowy digitalizacji danych podnosi iż „przekształcenie tych rejestrów wiąże się z czasem i zangażowaniem określintych osób”. W mojej ocenie i w świetle obowiązującego orzecznictwa udostępnienie informacji publicznej na wniosek jest jednym z obowiązków podmiotu i wyrazem jego działania. Ustawa w prawdzie przewiduje możliwość wezwania wnioskodawcy do wskazania ważnego interesu publicznego jeżeli udostępnienie informacji wiązałoby się z jej przetworzeniem. Jednak Gmina nie wezwała mnie do jego wskazania. Nie mniej jednak nawet gdyby to zrobiła, to w świetle obowiązujacego orzecznictwa informacją przetworzoną nie jest inne uszeregowanie posiadanych informacji, anonimizacja czy wykonywanie czynności technicznych związanych z udostępnieniem informacji, ale nowa jakość tkwiąca immanentnie w uzyskanej w wyniku przetworzenia nowej informacji. (T.R. Aleksandrowicz, Komentarz do ustawy o dostępie do informacji publicznej, str. 126-131, LexisNexis Warszawa 2006; wyrok WSA w Krakowie z dnia 30 stycznia 2009 r. sygn. akt II SA/Kr 1258/08 – LEX nr 478697, wyrok WSA w Warszawie z dnia 23 września 2009 r. sygn. Akt. II SA/Wa 978/09). Co za tym idzie wnioskowana informacja ma charakter prosty, a organ będąc zobowiązanym do udostępnienia informacji i będąc zobligowany do komunikacji za pomocą środków komunikacji elektronicznej jest również zobligowany do digitalizacji informacji jeżeli zachodzi taka potrzeba. Jednocześnie wykazałem że w przeszłości organ nie miał z tym problemów co sugeruje, że stwarzajac te problemy stara się on ukryć informacje dla siebie niewygodne.
  2. Podtrzymuję swoje stanowisko iż organ poraz drugi dopuścił się bezczynności. Ustawodawca w art. 39' i art 46 par 3 KPA wyraźnie wskazał iż jeżeli wnioskodawca występuje do organu administracji publicznej o doręczenie pism w formie elektronicznej, to doręczenia te następują za pomocą środków komunikacji elektronicznej w rozumieniu ustawy z dnia 18 lipca 2012 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jednocześnie w wypadku braku skutecznego doręczenia tą drogą w terminie 7 dni od dnia wysłania pisma stwierdzonego po braku otrzymania potwierdzenia tego faktu organ w następnym kroku stara dokonać doręczenia w postaci tradycyjnej co jest opisane w art 46. Organ twierdzi, że wysłał pismo najpierw za pośrednictwem korespondencji tradycyjnej. Nawet jeżeli tak się stało to taka próba doręczenia stoi w sprzeczności z KPA, a co za tym idzie nie może być traktowana jako zgodna z prawem. Tak więc organ na skutek swojego błędu, niewiedzy lub celowego działania kolejny raz dopuścił się bezczynności nie wysyłając odpowiedzi w sposób który wskazuje KPA jako jedyny prawidłowy w takiej sytuacji. Doręczenie nastąpiło wadliwie co niweczy jego ewentualne skutki prawne. Doręczenie dokonywane w formie elektronicznej zastępuje doręczenie "tradycyjne". Organ jest związany w tym zakresie oświadczeniem które stanowiło integralną część wniosku i niedopuszczalne jest doręczenie dokumentu równocześnie w postaci papierowej lub zarówno papierowej, jak i elektronicznej. (II SA/Go 43/13 - Wyrok WSA w Gorzowie Wlkp.)
Mając na uwadze powyższe wnoszę jak we piśmie przewodnim.
Ponieważ byłem bardzo blisko SKO, to uznałem że szybciej będzie jak zaniosę pismo osobiście niż wyślę i będę czekał, aż Pani Sekretarka (lub co gorsza "informatyk") sprawdzi czy coś nie przyszło na ePUAP. Dlatego nie czekając dłużej wsiadłem w samochód, podjechałem, minąłem post-PRLowy obraz, zadzwoniłem domofonem, tym razem po tym jak się przedstawiłem Pani Sekretarka wpuściła mnie od razu i zaniosłem pismo. Pytałem jeszcze czy orzeczenie już zapadło, ale nie była w stanie mi powiedzieć. Jedyne co, to na pewno do niej żadne dokumenty nie dotarły. Dzisiaj wiem, że jest duża szansa, że nikt tego nie przeczytał ponieważ jakiś czas później otrzymałem postanowienie. Było ono datowane dokładnie na ten sam dzień. Mogę tylko domniemywać, ale moja pierwsza myśl była taka, że widać komuś bardzo zależało by sprawa, po okresie w którym nikt się nią nie zajmował, została możliwie szybko zamknięta. W oczy rzucił mi się wytłuszczony tekst "postanawia utrzymać w mocy zaskarżoną decyzję". Pierwsza myśl? Bombowo, pewnie orzekała Katarzyna Jezuit którą podejrzewam o blokowanie mi drogi w Kolbuszowej, która orzekała w poprzedniej sprawie i która być może chciała zobaczyć jak wyglądam wchodząc zaraz po mnie do pokoju. Przewracam na ostatnią stronę. I w składzie orzekającym widzę:
  • Katarzyna Jezuit - ta z Kolbuszowej
  • Adam Ciosmak - Ten sam który orzekał również ostatnio i który ostatnio nawet nie miał jeszcze wpisu na listę radców prawnych.
  • Danuta Wydra - Ta sama, która wymieniała się z innym radcą prawnym przetargami w Tarnobrzegu.
Zresztą tak jak pisałem we wpisie Niezawisłość Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Tarnobrzegu mam uzasadnione obiekcje co niezawisłości w zasadzie każdego składu orzekającego który może być skonstruowany z etatowych członków Kolegium w Tarnobrzegu. Przesłane mi postanowienie załączam poniżej. Tradycyjnie zaznaczyłem co ciekawsze jego fragmenty.
Po pierwsze tak jak wspominałem zapadło postanowienie o utrzymaniu decyzji w mocy. Po drugie kolegium uznało, że musiałem się pomylić pisząc "zażalenie" i rozpatrywało moje pismo jako "odwołanie". Z mojego punktu widzenia jest to dziwne ponieważ wiedziałem co chcę napisać, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wszak cytując Art. 2 ustawy o samorządowych kolegiach odwoławczych:
kolegia są organami właściwymi w szczególności do rozpatrywania odwołań od decyzji, zażaleń na postanowienia, żądań wznowienia postępowania lub do stwierdzania nieważności decyzji.
Pomijając ten mały zgrzyt początkowa część pisma jest nudna, bo przedstawia z grubsza to co już zostało ustalone. Ciekawiej zaczyna się dopiero po frazie "Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Tarnobrzegu rozpatrując sprawę zważyło co następuje". Dalej od razu mamy zgrzyt, gdyż kolegium napisało że do udostępnienia informacji są obowiązane podmioty wymienione w art. 4 ust. 1 u.d.i.p podczas gdy jest to katalog otwarty - ale to oczywiście tutaj nie ma najmniejszego znaczenia. Potem jest długi wywód o tym kiedy się umarza podparty nie związanym z nim wyrokiem NSA, a wisienka na torcie znajduje się w ostatnim zdaniu w którym czytamy (tak, muszę to jeszcze raz zacytować ;)):
Organ wskazał w pismach iż rejestr jest wewnętrznym rejestrem prowadzonym ręcznie co uzasadnia niemożliwość udostępnienia go w formie elektronicznej.
Czyżby ten rejestr był mitycznym dokumentem wewnętrznym niezdefiniowanym w żadnym przepisie? Do tego prowadzenie go ręcznie uniemożliwia zrobienie fotokopii i wysłanie w formie elektronicznej. Sytuacja jest tym bardziej absurdalna, że można zdigitalizować dokument z odręcznym podpisem Prezydenta, ale już takiego zabazgranego w całości nie? Absurd

Sprawą udało mi się troszeczkę zainteresować Pozarządowe Centrum Dostępu do Informacji Publicznej do tego stopnia, że sami chcą mi napisać odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Rzeszowie. Jeszcze nie wiem czy skorzystam z pomocy jaką zaoferowali, ale sprawa w WSA wyląduje na pewno. Ja wiem, że w rejestrze brakuje części kluczowych dla zaspokojenia mojej ciekawości informacji, ale jeżeli zostawię sprawę w ten sposób to urzędnicy będą mieli pokusę by spróbować zbyć mnie kolejny raz. Gdzieś się będę musiał postawić i lepiej jak to będzie wcześniej niż później. Dodatkowo muszę też pokazać Pani Jezuit, że może mi rzucać kłody pod nogi, może mnie spowalniać, ale mnie nie zatrzyma tak w wypadku Stalowej Woli jak i w Wypadku Kolbuszowej. Sprawa będzie miała swój dalszy bieg o którym będę tutaj pisał.

Na koniec deser.
Na pierwszej stronie postanowienia podkreśliłem datę. Nie wiem czy to błąd, czy celowe działanie, a jeżeli celowe to co miało na celu, ale ktoś wyraźnie antydatował orzeczenie. Nie mogło ono zapaść przed 15-tym stycznia, bo przeglądałem akta i tam go zwyczajnie nie było. Z rozmów telefonicznych wynika, że 10-tego SKO było święcie przekonane, że UM Stalowa Wola nie przekazał akt tej sprawy. Co więcej pismo z postanowieniem dla mnie wyszło 17-tego co potwierdza tak stempel pocztowy jak i system śledzenia przesyłek Poczty Polskiej:
Czy pismo antydatowano ponieważ jakiś termin po stronie SKO na skutek omyłkowego wrzucenia sprawy do nieodpowiedniej teczki został przekroczony (czyli dla swojego bezpieczeństwa), czy może dlatego by nie odnosić się do mojego pisma z dnia 15-go stycznia. Sam nie wiem czy to błąd czy celowe działanie. Tak czy siak... ciąg dalszy nastąpi. Tym razem przed WSA w Rzeszowie.

wtorek, 28 stycznia 2014

Przyczyny umorzenia śledztwa...

Tym razem zająłem się sprawą mocno publiczną. Otóż pewnego razu, ktoś z sobie tylko znanych powodów postanowił wyrazić swoje poglądy na temat nacjonalizmu w dość nietypowy sposób. Otóż uznał on, że najtrafniej to co myśli odda wrzucając flagę do sedesu, cykając fotkę i umieszczając ją na facebooku z podpisem "Spuśćmy nacjonalizm tam gdzie jego miejsce". W tym wszystkim podpis zupełnie mnie nie interesuje zbulwersował mnie fakt, że ktoś wpadł na pomysł umieszczenia barw narodowych w sedesie. Sprawa odbiła się bardzo szeroko. Była ona relacjonowana przez TVP, Polskie Radio, Wirtualną Polskę, Wprost, a ja dowiedziałem się o tym z Wykopu. Tam też jeden z użytkowników zamieścił informację, że o sprawie powiadomił prokuraturę. Jakiś czas później na wykopie pojawiło się kolejne znalezisko w którym autor informuje o tym, że otrzymał pismo z informacją o umorzeniu sprawy. W komentarzach rozgorzała dyskusja na temat tego co można zrobić i czy coś można. Wykopowi prawnicy wskazywali, że osoba która zawiadamiała prokuraturę o popełnieniu przestępstwa nie ma statusu pokrzywdzonego, bo pokrzywdzonym w tym wypadku jest "Rzeczpospolita Polska". Co za tym idzie nie jest możliwe zaskarżenie postanowienia o umorzeniu ani nawet wgląd w akta sprawy który pozwoliłby na ustalenie jakimi przesłankami kierował się prokurator. Ja też nieco udzielałem się w dyskusji i zaproponowałem dostęp do informacji publicznej jako sposób na ustalenie owych przesłanek. Moje przypuszczenie potwierdził GuyFawkes i przytoczył wyrok WSA z poznania (sygn akt. IV SAB/Po 36/09) z dnia 7 października 2009 roku. Tak więc skoro można się dowiedzieć to wrodzona ciekawość nakazała mi skorzystanie z tego prawa. Wystosowałem więc do prokuratury w Lipnie maila następującej treści.
Działając na podstawie art. 61 Konstytucji RP w związku z art. 10 ustawy z dnia 6 września 2001 r o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2001 r. Nr 112) wnoszę o informacje publiczną w postaci odpowiedzi na pytania dotyczące postanowienia Prokuratora Rejonowego w Lipnie wydanego dnia 25 października 2013 roku (Sygn. akt Ds 750/13) o umorzeniu śledztwa w sprawie publicznego znieważenia flagi Państwowej RP przez zamieszczenie w sieci Internet przez użytkownika portalu społecznościowego Facebook o nazwie "Ananicz Kalewicz" zdjęcia flagi RP włożonej do sedesu i oznaczenie go komentarzem "Spuśćmy nacjonalizm tam gdzie jego miejsce!" w nieustalonym miejscu i czasie nie później niż do dnia 14.06.2013 roku tj czynu z art. 137 par. 1 K.K:
  1. Jakie przesłanki stały za decyzją o umorzeniu tego postępowania i jakie było jej uzasadnienie?
  2. Jakie czynności zostały podjęte w celu wykrycia sprawcy i jaki był skutek każdej z tych czynności?
Pragnę zaznaczyć iż zdaję sobie sprawę z tego iż co do zasady w zwykłych sprawach takie informacje nie stanowiłyby informacji publicznej. Jednak w tym konkretnym wypadku znieważono dobro publiczne jakim niewątpliwie są godło i flaga RP, a samo (publiczne) znieważenie jak i postanowienie o umorzeniu sprawy były przedmiotem szerokiej publicznej dyskusji. Pisały o tym media takie jak TVP, Onet, Wirtualna Polska, Wykop.pl. Dlatego w mojej ocenie w tym konkretnym wypadku informacja o przesłankach jakie stały za decyzją o umorzeniu tak szeroko dyskutowanej sprawy jest informacją publiczną. Samo postanowienie jest już prawomocne nic więc nie stoi na przeszkodzie odpowiedzi na powyższe pytania.
Maila wysłałem na szybko nie czytając wskazanego w komentarzu wyroku. Gdybym to robił dzisiaj pewnie mail wyglądałby nieco inaczej ponieważ w jego świetle każde umorzone postępowanie może być przedmiotem informacji publicznej. Sam wyrok nawet odwołuje się do postanowienia NSA z 2005 roku.
Sąd podziela pogląd wyrażony przez NSA w wyroku z dnia 8.02.2005 r. sygn. OSK 1113/04, a powołany przez Skarżącą, zgodnie którym "Akta postępowań karnych zakończonych umorzeniem postępowania, stanowią informację o działalności organów publicznych, a prokuratura mieści się w pojęciu organu władzy publicznej w rozumieniu art. 4 ust. 1 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. Nr 112, poz. 1198 ze zm.)"
Prokuratura nie czyniła problemów. W odpowiedzi wyjaśniono mi, że zapytano Facebooka w Irlandii o dane które pozwoliłby namierzyć użytkownika, ale tam odesłali do USA ponieważ to na terytorium USA znajdują się dane. Prokurator natomiast "z urzędu" uznał, że USA i tak nic nie udostępnią ze względu na swoją pierwszą poprawkę, więc nie ma co pytać i sprawę umorzył. Zresztą... co będę cytował. Poniżej pismo prokuratora.
Do umowy pomiędzy Rzeczpospolitą Polską, a Stanami Zjednoczonymi Ameryki też dotarłem ponieważ jest ona publikowana w ISAP. Czytamy w niej między innymi artykuł 3 ust 3,  że
Pomocy udziela się niezależenie od tego, czy czyn będący w Państwie wzywającym przedmiotem dochodzenia, postępowania karnego lub innego postępowania, którego dotyczy wniosek, stanowiłoby przestępstwo według prawa Państwa wezwanego.
Więc w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie by taki wniosek wystosować, otwarte pozostaje jednak pytanie co się dzieje i jak tamtejsze władze na takie wnioski reagują oraz czy w ogóle takie wnioski są wysyłane. W umowie czytamy, że są one przesyłane pomiędzy organami centralnymi którymi są Prokurator Generalny w USA i Prokurator Generalny/Minister Sprawiedliwości w Polsce. W związku z tym kolejne pismo wysłałem do Prokuratora Generalnego. Starałem się w nim ustalić czy wiedza, którą prokurator w Lipnie powziął "z urzędu" opisuje stan faktyczny czy też nie. Dlatego przeszukałem kodeks karny w poszukiwaniu wszystkich przepisów które tyczą się odpowiedzialności za słowa lub czyny które słowem nie są, ale pod wolność słowa mogą podpadać. Tak oto powstało pismo:
Działając na podstawie art. 61 Konstytucji RP w związku z art. 10 ustawy z dnia 6 września 2001 r o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2001 r. Nr 112) wnoszę o informacje publiczną w postaci odpowiedzi na pytania dotyczące stosowania zapisów umowy między Rzecząpospolitą Polską a Stanami Zjednoczonymi Ameryki o wzajemnej pomocy prawnej w sprawach karnych, sporządzonej dnia 10 lipca 1996 r.,
  1. Czy były w przeszłości wnioski o pomoc prawną, które były kierowane do Stanów Zjednoczonych Ameryki i miały na celu ustalenie danych użytkowników kont tamtejszych serwisów internetowych (takich jak Facebook, Twitter czy serwisach Google) popełniających przestępstwa polegające na publikacji treści stanowiącej zniewagę i wyczerpującej znamiona opisane w art 137.kk (w szczególności znieważenia godła, sztandaru, chorągwi, bandery flagi lub innego znaku państwowego) lub którego któregokolwiek z innych artykułów dot. zniewagi art 133, 135 par 2, 136 par 3 i 4, 212, 216, 226, 257, 261, 262, 347 lub 350 k.k. lub pomówienia tj art 212 k.k.?
  2. Czy wnioski te były realizowane ze skutkiem pozytywnym i pozwalającym na dalsze prowadzenie dochodzeń w celu ustalenia personaliów domniemanego sprawcy (tj autora publikacji)?
Dzisiaj otrzymałem odpowiedź która zdecydowanie mnie nie satysfakcjonuje gdyż nie daje odpowiedzi na żadne z moich pytań dotyczące zakresu stosowania umowy pomiędzy USA a Polską.
Tutaj pozwolę sobie na pewną małą dygresję. Zaskakuje mnie urzędnicze przywiązanie do papieru i nieumiejętne posługiwanie się ePUAPem oraz dokumentami elektronicznymi. Po pierwsze nie zażądali ode mnie potwierdzenia odbioru co każe mi przypuszczać, ze jeżeli będą stosowali się do KPA to za kilka dni otrzymam również wersję papierową. Po drugie samo pismo okazało się być PDFem z osadzonym skanem kartki papieru wcześniej wyplutej przez drukarkę, a w międzyczasie podpisanej długopisem przez Zastępcę Dyrektora Pana Piotra Wesołowskiego. Kilkukrotnie otrzymywałem już tego typu odpowiedzi i zastanawiam się czy w takim wypadku w sposób elektroniczny otrzymuję pismo stanowiące odpowiedź czy może jego kopię? Tak czy siak pełna treść przedstawia się następująco:

Jak widać sprawy nie ułatwiają. To pierwszy raz gdy mierzę się z ze sprawą która obiegła media. Może to jest ten raz gdy stoi za mną ważny interes społeczny? Uznałem, że warto spróbować. Dlatego wysłałem kolejny wniosek o informację publiczną tym razem sugerując, że wystarczy mi informacja zero-jedynkowa i podpierając się właśnie interesem społecznym. Trochę może przesadziłem z tą publikacją, bo jeżeli coś opublikuję, to pewnie będzie to albo tutaj, albo na wykopie. Z drugiej strony takie media jak TVN, TVP czy Polsat codziennie przeczesują wykop i może ktoś podchwyci. Zresztą, skoro sprawa tyle razy była "na głównej" i tyle razy licznik wyświetleń pokazywał dziesiątki tysięcy, to w sumie chyba jest to ważny interes społeczny... Mam też cichą nadzieję, że ktoś na korytarzu bąknie o sprawie Prokuratorowi Generalnemu co być może mogłoby doprowadzić do ponownego otwarcia akt tej sprawy. Tak czy siak pełna treść pisma przedstawia się następująco:
Działając na podstawie art. 61 Konstytucji RP w związku z art. 10 ustawy z dnia 6 września 2001 r o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2001 r. Nr 112) odnosząc się do Państwa odpowiedzi na mój wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dnia 17 stycznia 2014 roku (sygn. pisma PG VII Ip/6/14) wnoszę u uściślenie informacji w nim zawartych.
  1. Według postanowień umowy między Rzecząpospolitą Polską a Stanami Zjednoczonymi Ameryki o wzajemnej pomocy prawnej w sprawach karnych, sporządzonej dnia 10 lipca 1996 r. wnioski o pomoc prawną są kierowane przez Prokuratora Generalnego/Ministra Sprawiedliwości do Prokuratora Generalnego po drugiej stronie. Zważywszy, że z jednej strony od czasu podpisania umowy sytuacja zmieniła się w tym zakresie, że funkcja Prokuratora Generalnego została oddzielona od funkcji Ministra Sprawiedliwości, a z drugiej umowa przewiduje możliwość delegacji tej kompetencji wnoszę o informację jaki organ w tym momencie (a właściwie w czasie pomiędzy czerwcem a październikiem 2013 roku) po stronie Rzeczpospolitej Polskiej jest kompetentny w zakresie kierowania wniosków o pomoc prawną do Stanów Zjednoczonych Ameryki?
  2. Gdyby jednak okazało się, że takie wnioski kierowane są z Prokuratury Generalnej (przez Prokuratora Generalnego), to celem uproszczenia realizacji niniejszego wniosku o informację publiczną pragnę nadmienić, iż wystarczy mi informacja zero-jedynkowa pozwalająca odpowiedzieć na pytanie czy zapis umowy mówiący, że pomoc prawna jest udzielana bez względu na to czy czyn jest przestępstwem w kraju do którego wniosek jest honorowany przez USA również w wypadku przestępstw, które na terytorium USA nie byłyby przestępstwami ze względu na tamtejszą pierwszą poprawkę do konstytucji?
Ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że wniosek z Państwa punktu widzenia może wymagać przetworzenia informacji (choć w mojej ocenie nie musi) pragnę w tym miejscu wskazać szczególnie istotny interes społeczny którym się kieruję. W nieustalonym miejscu i czasie nie później niż do dnia 14.06.2013 użytkownik portalu Facebook o nazwie "Ananicz Kalewicz" zamieścił zdjęcie flagi RP włożonej do sedesu i oznaczył je komentarzem "Spuśćmy nacjonalizm tam gdzie jego miejsce!" czym dopuścił się czynu z art. 137 par. 1 K.K. Informacja ta obiegła wszelkiego typu media (TVP, TVN, Onet, Wirtualna Polska i inne) i wywołała publiczną burzliwą dyskusję oraz ogólne oburzenie z tego powodu. Na skutek zawiadomienia złożonego przez nieznanego mi z imienia i nazwiska obywatela prokurator rejonowy w Lipnie wszczął postępowanie w tym względzie mające na celu ustalenie sprawcy tego czynu (Sygn. akt Ds 750/13) jednak to postępowanie dnia 25 października 2013 roku zostało umorzone. Ponieważ w tym wypadku osoba która zawiadomiła prokuratora w myśl obowiązujących przepisów nie była w tej sprawie osobą pokrzywdzoną to nikomu nie przysługiwało zażalenie na to postanowienie i stało się ono prawomocne. Ta informacja również obiegła media i również i ona wywołała oburzenie jednak w tym wypadku skierowane pod adresem prokuratora. W trybie dostępu do informacji publicznej dowiedziałem się, że prokurator rejonowy w Lipnie w ramach tej sprawy skierował wniosek o pomoc prawną do firmy będącej operatorem portalu internetowego Facebook w Irlandii jednak w odpowiedzi strona irlandzka udzieliła informacji, że żądane dane znajdują się Stanach Zjednoczonych Ameryki i do tamtejszego Wymiaru Sprawiedliwości należałoby się zwrócić o pomoc prawna. Jednak prokurator nie podążył tym tropem gdyż jak zaznaczył w piśmie kierowanym pod moim adresem:
"Z urzędu wiadomo, że władze USA odmówiłyby realizacji wniosku o pomoc prawną w przedmiotowej sprawie powołując się na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki gwarantująca wolność wypowiedzi, dlatego też niecelowym było skierowanie takiego wniosku"
Ta odpowiedź również też odbiła się echem, choć niestety już tylko w mediach internetowych. By zweryfikować słowa prokuratora rejonowego w Lipnie wystosowałem niniejszy wniosek. Który ma za zadanie uzupełnić o brakujące informacje przygotowywaną przeze mnie publikację, która ma stanowić tak podsumowanie sprawy poszanowania symboli narodowych jak być może stanowić punkt wyjścia do dyskusji o niesymetrycznych charakterze umowy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi Ameryki, a Rzeczpospolitą Polską oraz o potencjalnej bezkarności sprawców czynów zniewagi (art 133, 135 par 2, 136 par 3 i 4, 212, 216, 226, 257, 261, 262, 347 lub 350 k.k.) i pomówienia tj art (212 k.k.).
Zobaczymy czy uda mi się coś wskórać w tym zakresie i autentycznie jestem ciekaw czy w Polskie przepisy dot. zniewag i pomówień nie są nieco archaiczne.