- Słucham?
- Ja przyszedłem po wgląd do akt (wiem, mogłem się wyrazić bardziej po polsku).
- Proszę czekać.
Czekam... minutę, dwie, trzy... widzę jak tam ktoś za tymi szklanymi drzwiami chodzi i nic. Patrzę na klawiaturę numeryczną która jak mniemam również służy do otwierania drzwi kodem. Widzę wytarte przyciski "1", "3", "9" i "#". Hmmm czyżby kod był "139" i zatwierdzało się przyciskiem "#". No nic i tak się nudzę... próba. Dźwięk wciskanych przycisków był na tyle głośny, że z pierwszego pokoju wyszła młoda dziewczyna i zapytała:
- O co chodzi?
- Ja chciałbym zaglądnąć do akt mojej sprawy.
- To trzeba było dzwonić.
- Dzwoniłem.
- Ale jak?
- Tutaj, domofonem.
- O tutaj Pan naciskał? (zapytała z niedowierzaniem wskazując przycisk)
- Tak, tutaj.
- I co?
- No i odezwała się jakaś Pani, powiedziałem po co przyszedłem, powiedziała chwileczkę i czekam już chwilę.
- Aha... - wzruszyła ramionami i zaprosiła mnie do środka.
Poszedłem długim korytarzem na końcu którego znajdował się sekretariat i jak mniemam Pani, która zdaje się o mnie zapomniała. Zabrała teczkę ze swojego biurka i zaprowadziła mnie do pierwszego pokoju przy samych drzwiach wejściowych. Tego samego w którym rezydowała owa młoda dziewczyna. Po krótkiej, acz zabawnej (piszę to bez przekąsu) wymianie zdań zasiadłem do akt. Teczka była mocno świeża i znajdowały się w niej tylko dokumenty z tej sprawy. Więc pewnie gdybym nie zadzwonił, to sprawa by ugrzęzła w nieodpowiedniej teczce. Tak czy siak porobiłem fotki, wpisałem się do zeszytu (byłem pierwszy w tym roku), pożegnałem się z "Panią Bożenką" i wyszedłem z kopią dokumentów w telefonie z którymi chciałem się na spokojnie zapoznać. Gdy zamykałem szklane drzwi do pokoju wchodziła jakaś niska, szczupła kobieta w długich, ciemnych włosach. Mógłbym przysiąc, że pytała ową "Bożenkę", "Czy to był Pan [i tu moje nazwisko]?" po czym drzwi się zatrzasnęły. Wyszedłem. Gdy schodziłem na dół piętro niżej uwagę moją przykuł obraz wiszący na ścianie. Był on taki sam jaki wisiał w latach 80-tych i na początku 90-tych na ścianie w salonie moich rodziców. Ten budynek, podejście do człowieka czekającego przed drzwiami, rozmowy telefoniczne, poprzednie orzeczenia SKO, wszystko lekko zalatywało słusznie minioną epoką. Jednak ten obraz uświadomił mi, że ta epoka, ten PRL pomimo młodego składu się stamtąd nigdy nie wyprowadził. On tam nadal był. Tak w tym budynku jak i w głowach przynajmniej części ludzi tam pracujących. By upamiętnić swoją wizytę, wiedząc, ze już nigdy mogę takiego obrazka nie zobaczyć strzeliłem tą oto sentymentalną fotkę.
Schodząc dalej po schodach, idąc do samochodu i później wracając nim zrobiłem małe podsumowanie tego co zaobserwowałem.
- Akta sprawy zostały błędnie umieszczone - Przypadek czy ktoś nie chciał by sprawa się szybko potoczyła?
- Sekretarka nie wpuściła mnie od razu - Czyżby akurat zakładała nową teczkę?
- Szczupła kobieta weszła do pokoju zaraz po tym jak ja wyszedłem i chyba pytała o mnie - Czekała za rogiem aż to zrobię? Zrobiła to tak szybko by zobaczyć jak wygląda ten Pan ......? Czy to był ten osławiony "sprawozdawca" o którym wspominała sekretarka? Czy może to była Pani Katarzyna Jezuit co do której mam podejrzenia że blokuje mi drogę do analogicznego rejestru w Kolbuszowej?
Nie wiem, ale moje przeczucie sugeruje, że odpowiedź przynajmniej na część pytań może być Twierdząca. Wróciłem i zacząłem na spokojnie zapoznawać się z tym co skopiowałem. Spodziewałem się, że Prezydent odpuści, ale on nadal idzie w zaparte. Pismo przedstawia się tak jak poniżej.
W piśmie zaznaczyłem co ciekawsze fragmenty. Generalnie już na pierwszej stronie widać, że prezydent nie ma sobie nic do zarzucenia i trwa przy swoim. Druga strona jest ciekawsza, bo dowiadujemy się z niej, że rejestr o który wnioskuję "nie stanowi rejestru wszystkich umów"... ale ja chyba w każdym jednym piśmie zaznaczałem, o jaki rejestr mi chodzi i że w cale nie chodzi mi o rejestr wszystkich umów, tylko o ten jeden konkretny. Ponad to Pan Prezydent twierdzi, że nie ma możliwości udostępnienia rejestru w formie zgodnej z wnioskiem. Czyli co? Jednak nie mają żadnego urządzenia zdolnego do zdigitalizowania tego rejestru? Poniekąd zabawne wyjaśnienie tego stanowiska znajduje zaczyna się pod koniec tej strony z kulminacją na trzeciej. Okazuje się, że autentycznie digitalizacja (czyli po prostu zeskanowanie lub sfotografowanie) przerasta możliwości tak dużego urzędu, a że nie chcę się pofatygować to trzeba to postępowanie umorzyć. Dlaczego nie jest możliwe wysłanie mi tego rejestru w formie elektronicznej? Otóż dlatego, że "przekształcenie tych rejestrów formę cyfrową wiąże się z czasem i zaangażowaniem określonych osób". Idąc tokiem rozumowania prezydenta urząd w zasadzie powinien zostać sparaliżowany gdyż każda jego czynność wiąże się z czasem i zaangażowaniem określonych osób. I dzieje się to bez względu czy urząd realizuje zadania stawiane w ramach rozporządzenia, ustawy, własnego widzimisię czy Konstytucji RP jak jest w tym wypadku. Między innymi to miałem na myśli na wstępie pisząc o absurdalności urzędniczych pism. Moją uwagę przykuł też jeszcze jeden fakt. W załączniku do niniejszego pisma było kilka stron rejestru o który wnioskowałem. Yyy... jupi(?). Generalnie nie wiele da się z tego rejestru wyczytać ponieważ pomimo faktu, że mamy XXI wiek jest on prowadzony długopisem. W dodatku tak paskudnym charakterem pisma, że po skserowaniu tego w zasadzie nie da się odczytać, a ponad to brakuje mi w nim kluczowej dla mnie informacji - czyli skutku finansowego umowy. Strony dołączone do akt sprawy załączam poniżej.
By nie pozostać dłużnym bardzo chciałem też wyrazić swoje stanowisko ale nie byłem pewien czy zdążę przed orzeczeniem, a nawet jak zdążę przed to czy trafi ono do sprawozdawcy i składu orzekającego. Próba nie strzebla i spłodziłem bardzo szybko takie pismo jak niżej.
Odpowiadając na pismo Gminy Stlaowa Wola z dnia 23 grudnia 2013 roku które stanowi odpowiedź na zażalenie na decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie dostępu do informacji publicznej które skierowałem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego dnia 17 grudnia 2013 roku za pośrednictwem Prezydenta Miasta Stalowa Wola stwierdzam co następuje.Ponieważ byłem bardzo blisko SKO, to uznałem że szybciej będzie jak zaniosę pismo osobiście niż wyślę i będę czekał, aż Pani Sekretarka (lub co gorsza "informatyk") sprawdzi czy coś nie przyszło na ePUAP. Dlatego nie czekając dłużej wsiadłem w samochód, podjechałem, minąłem post-PRLowy obraz, zadzwoniłem domofonem, tym razem po tym jak się przedstawiłem Pani Sekretarka wpuściła mnie od razu i zaniosłem pismo. Pytałem jeszcze czy orzeczenie już zapadło, ale nie była w stanie mi powiedzieć. Jedyne co, to na pewno do niej żadne dokumenty nie dotarły. Dzisiaj wiem, że jest duża szansa, że nikt tego nie przeczytał ponieważ jakiś czas później otrzymałem postanowienie. Było ono datowane dokładnie na ten sam dzień. Mogę tylko domniemywać, ale moja pierwsza myśl była taka, że widać komuś bardzo zależało by sprawa, po okresie w którym nikt się nią nie zajmował, została możliwie szybko zamknięta. W oczy rzucił mi się wytłuszczony tekst "postanawia utrzymać w mocy zaskarżoną decyzję". Pierwsza myśl? Bombowo, pewnie orzekała Katarzyna Jezuit którą podejrzewam o blokowanie mi drogi w Kolbuszowej, która orzekała w poprzedniej sprawie i która być może chciała zobaczyć jak wyglądam wchodząc zaraz po mnie do pokoju. Przewracam na ostatnią stronę. I w składzie orzekającym widzę:
Mając na uwadze powyższe wnoszę jak we piśmie przewodnim.
- Podtrzymuję swoje twierdzenie, że umorzenie postępowania było bezasadne. Jak Prezydent Miasta w swoim piśmie zauważa Gmina dysponuje urządzeniami pozwalającymi na przekształcenie informacji papierowej w cyfrową. Gmina jako jedyny powód odmowy digitalizacji danych podnosi iż „przekształcenie tych rejestrów wiąże się z czasem i zangażowaniem określintych osób”. W mojej ocenie i w świetle obowiązującego orzecznictwa udostępnienie informacji publicznej na wniosek jest jednym z obowiązków podmiotu i wyrazem jego działania. Ustawa w prawdzie przewiduje możliwość wezwania wnioskodawcy do wskazania ważnego interesu publicznego jeżeli udostępnienie informacji wiązałoby się z jej przetworzeniem. Jednak Gmina nie wezwała mnie do jego wskazania. Nie mniej jednak nawet gdyby to zrobiła, to w świetle obowiązujacego orzecznictwa informacją przetworzoną nie jest inne uszeregowanie posiadanych informacji, anonimizacja czy wykonywanie czynności technicznych związanych z udostępnieniem informacji, ale nowa jakość tkwiąca immanentnie w uzyskanej w wyniku przetworzenia nowej informacji. (T.R. Aleksandrowicz, Komentarz do ustawy o dostępie do informacji publicznej, str. 126-131, LexisNexis Warszawa 2006; wyrok WSA w Krakowie z dnia 30 stycznia 2009 r. sygn. akt II SA/Kr 1258/08 – LEX nr 478697, wyrok WSA w Warszawie z dnia 23 września 2009 r. sygn. Akt. II SA/Wa 978/09). Co za tym idzie wnioskowana informacja ma charakter prosty, a organ będąc zobowiązanym do udostępnienia informacji i będąc zobligowany do komunikacji za pomocą środków komunikacji elektronicznej jest również zobligowany do digitalizacji informacji jeżeli zachodzi taka potrzeba. Jednocześnie wykazałem że w przeszłości organ nie miał z tym problemów co sugeruje, że stwarzajac te problemy stara się on ukryć informacje dla siebie niewygodne.
- Podtrzymuję swoje stanowisko iż organ poraz drugi dopuścił się bezczynności. Ustawodawca w art. 39' i art 46 par 3 KPA wyraźnie wskazał iż jeżeli wnioskodawca występuje do organu administracji publicznej o doręczenie pism w formie elektronicznej, to doręczenia te następują za pomocą środków komunikacji elektronicznej w rozumieniu ustawy z dnia 18 lipca 2012 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jednocześnie w wypadku braku skutecznego doręczenia tą drogą w terminie 7 dni od dnia wysłania pisma stwierdzonego po braku otrzymania potwierdzenia tego faktu organ w następnym kroku stara dokonać doręczenia w postaci tradycyjnej co jest opisane w art 46. Organ twierdzi, że wysłał pismo najpierw za pośrednictwem korespondencji tradycyjnej. Nawet jeżeli tak się stało to taka próba doręczenia stoi w sprzeczności z KPA, a co za tym idzie nie może być traktowana jako zgodna z prawem. Tak więc organ na skutek swojego błędu, niewiedzy lub celowego działania kolejny raz dopuścił się bezczynności nie wysyłając odpowiedzi w sposób który wskazuje KPA jako jedyny prawidłowy w takiej sytuacji. Doręczenie nastąpiło wadliwie co niweczy jego ewentualne skutki prawne. Doręczenie dokonywane w formie elektronicznej zastępuje doręczenie "tradycyjne". Organ jest związany w tym zakresie oświadczeniem które stanowiło integralną część wniosku i niedopuszczalne jest doręczenie dokumentu równocześnie w postaci papierowej lub zarówno papierowej, jak i elektronicznej. (II SA/Go 43/13 - Wyrok WSA w Gorzowie Wlkp.)
- Katarzyna Jezuit - ta z Kolbuszowej
- Adam Ciosmak - Ten sam który orzekał również ostatnio i który ostatnio nawet nie miał jeszcze wpisu na listę radców prawnych.
- Danuta Wydra - Ta sama, która wymieniała się z innym radcą prawnym przetargami w Tarnobrzegu.
Po pierwsze tak jak wspominałem zapadło postanowienie o utrzymaniu decyzji w mocy. Po drugie kolegium uznało, że musiałem się pomylić pisząc "zażalenie" i rozpatrywało moje pismo jako "odwołanie". Z mojego punktu widzenia jest to dziwne ponieważ wiedziałem co chcę napisać, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wszak cytując Art. 2 ustawy o samorządowych kolegiach odwoławczych:
kolegia są organami właściwymi w szczególności do rozpatrywania odwołań od decyzji, zażaleń na postanowienia, żądań wznowienia postępowania lub do stwierdzania nieważności decyzji.Pomijając ten mały zgrzyt początkowa część pisma jest nudna, bo przedstawia z grubsza to co już zostało ustalone. Ciekawiej zaczyna się dopiero po frazie "Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Tarnobrzegu rozpatrując sprawę zważyło co następuje". Dalej od razu mamy zgrzyt, gdyż kolegium napisało że do udostępnienia informacji są obowiązane podmioty wymienione w art. 4 ust. 1 u.d.i.p podczas gdy jest to katalog otwarty - ale to oczywiście tutaj nie ma najmniejszego znaczenia. Potem jest długi wywód o tym kiedy się umarza podparty nie związanym z nim wyrokiem NSA, a wisienka na torcie znajduje się w ostatnim zdaniu w którym czytamy (tak, muszę to jeszcze raz zacytować ;)):
Organ wskazał w pismach iż rejestr jest wewnętrznym rejestrem prowadzonym ręcznie co uzasadnia niemożliwość udostępnienia go w formie elektronicznej.Czyżby ten rejestr był mitycznym dokumentem wewnętrznym niezdefiniowanym w żadnym przepisie? Do tego prowadzenie go ręcznie uniemożliwia zrobienie fotokopii i wysłanie w formie elektronicznej. Sytuacja jest tym bardziej absurdalna, że można zdigitalizować dokument z odręcznym podpisem Prezydenta, ale już takiego zabazgranego w całości nie? Absurd
Sprawą udało mi się troszeczkę zainteresować Pozarządowe Centrum Dostępu do Informacji Publicznej do tego stopnia, że sami chcą mi napisać odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Rzeszowie. Jeszcze nie wiem czy skorzystam z pomocy jaką zaoferowali, ale sprawa w WSA wyląduje na pewno. Ja wiem, że w rejestrze brakuje części kluczowych dla zaspokojenia mojej ciekawości informacji, ale jeżeli zostawię sprawę w ten sposób to urzędnicy będą mieli pokusę by spróbować zbyć mnie kolejny raz. Gdzieś się będę musiał postawić i lepiej jak to będzie wcześniej niż później. Dodatkowo muszę też pokazać Pani Jezuit, że może mi rzucać kłody pod nogi, może mnie spowalniać, ale mnie nie zatrzyma tak w wypadku Stalowej Woli jak i w Wypadku Kolbuszowej. Sprawa będzie miała swój dalszy bieg o którym będę tutaj pisał.
Na koniec deser.
Na pierwszej stronie postanowienia podkreśliłem datę. Nie wiem czy to błąd, czy celowe działanie, a jeżeli celowe to co miało na celu, ale ktoś wyraźnie antydatował orzeczenie. Nie mogło ono zapaść przed 15-tym stycznia, bo przeglądałem akta i tam go zwyczajnie nie było. Z rozmów telefonicznych wynika, że 10-tego SKO było święcie przekonane, że UM Stalowa Wola nie przekazał akt tej sprawy. Co więcej pismo z postanowieniem dla mnie wyszło 17-tego co potwierdza tak stempel pocztowy jak i system śledzenia przesyłek Poczty Polskiej: Czy pismo antydatowano ponieważ jakiś termin po stronie SKO na skutek omyłkowego wrzucenia sprawy do nieodpowiedniej teczki został przekroczony (czyli dla swojego bezpieczeństwa), czy może dlatego by nie odnosić się do mojego pisma z dnia 15-go stycznia. Sam nie wiem czy to błąd czy celowe działanie. Tak czy siak... ciąg dalszy nastąpi. Tym razem przed WSA w Rzeszowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz